czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział XV.

Kolejny rozdział...zaczyna się coś dziać!!! Może trochę krótki... Kolejny za ok. 2 tyg! To już 2 rozdział po reaktywacji, niestety aktywność nadal bardzo słaba, dalej będę pisać w komentarzach na blogach wcześniej komentujących (także nowych blogów które zacznę czytać i wgl) Osoby które nie chcą informacji w komentarzach, proszę pisać! Mam nadzieję, że będzie się podobać!! Miłego czytania!

Rozdział XV                                                                      

Okłamywana, topiona, porwana.                                                  

Oparłam się o drzewo. Teraz mocniej czułam łzy, które wraz z dużą warstwą tuszu, spływały mi po policzkach , kapiąc na brudną, i poszarpaną przez krzaki bluzę. Byłam spragniona, przemoknięta, oraz zmęczona. Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa! Musiałam odpocząć, chociaż na chwilę.                           Biegłam przed siebie kilkanaście, może kilkadziesiąt minut.Bez wytchnienia, chcąc się rozpłynąć, zagubić w biegu. Zniknąć. Skraj lasu, na obrzeżach miasteczka, był idealny na odpoczynek. Dobiegłam już tak daleko ,a nadal nic nie wymyśliłam, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Jedyne czego byłam pewna to, że szybko nie wrócę do domu. W ogóle nie chciałam wracać.Chciałam znaleźć Nicka, opowiedzieć mu o wszystkim. Poprosiłabym go aby mnie stąd zabrał, wyjechalibyśmy daleko. Tylko ja, i on. Zero kłamstw, tajemnic, śmierci, wrogów.Usiadłam na kupce wilgotnego mchu, który otaczał całą część lasu aż do jeziora, znajdującego się kilka metrów od granicy lasu. Po ulewie, wszystko było mokre, krople spływały po wielkich liściach. Położyłam się na mokrym podłożu, czując, pod sobą wbijające się kawałki starej kory. Widziałam, błękitne niebo, korony zielonych drzew. Cisza powodowała u mnie nadmierny, i dość dziwny po takim przypływie adrenaliny, oraz nerwów, spokój. Mimo strasznego zimna zaczęłam zasypiać. Jeden, dwa, trzy, cztery…siedemnaście, osiemnaście. Liczyłam każdy swój oddech. Byłam sama, daleko przemoczona kaszląca, przemarznięta. Sama i samotna jednocześnie.Może nie do końca sama? W ciszy co jakiś czas słychać było łamanie gałęzi, i skrzypienie czyiś, ciężkich butów. Podniosłam się gwałtownie, i ukryłam za dwoma niesamowicie złączonymi ze sobą drzewami. Nie byłam tu już bezpieczna. Ktoś się zbliżał, a ja nie znałam jego zamiarów. Chociaż patrząc na wydarzenia ostatnich czterdziestu ośmiu godzin, pewnie ten kto się zbliżał nie miał wobec  mnie zbyt miłych zamiarów. Dla każdej nastolatki to pewnie normalne, że non stop ktoś próbuję Cię zabić. Nie miałam czasu, musiałam znów uciekać. Rzuciłam się do biegu.Łapałam się wszystkich gałęzi, drzew, krzaków, byleby nie poślizgnąć się tylko na śliskich trawach. Całe ręce miałam podrapane, a z każdej rany płynęła krew.Gałęzie odbijały się ode mnie. Ktoś zaczął mnie gonić. Teraz byłam pewna, to nie był zwykły fan deszczowych spacerów w lesie. Nie okrążał on drzew w poszukiwaniu grzybów, lub czegoś podobnego. To było polowanie. Polowanie na mnie. Ja zwalniałam, on przyśpieszał.     Znalazłam się nie daleko jeziora, dzieliło mnie od niego kilka dłuższych sekund.Zwolniłam na zakręcie, skierowałam się, w stronę starego mostku o którym kiedyś opowiadał mi Max.Podobno bardzo szybko ,i prosto dostać się z niego na szosę, znajdującą się tuż za rzeką, i cienką warstwą, wielkich dębów. Przy szosie byłabym bardziej bezpieczna.Upadłam, dźwięk gałęzi łamiących się za mną, rozniósł się po całym lesie. Mostek był już nie daleko. Nie poddawaj się Annie, jesteś tak blisko. Szeptałam, do siebie, z trudem łapiąc oddech. Z wielkim trudem podniosłam się i wystrzeliłam najszybciej jak potrafiłam przed siebie. Dotarłam na mostek. Był starszy niż myślałam.Wskoczyłam na pierwszą, drugą deskę. Trach. Trzecia najbardziej zniszczona zapadłą się pod moim ciężarem. Wstrzymałam oddech. Słysząc pękanie pozostałych, chciałam wrócić się obojętnie już w która stronę. Nie mogłam. Noga utchnęła mi między odłamki trzeciej deski.Ciągnęłam, starałam się. Nie dałam rady. Nie mogłam już dalej uciec. Mostek w jednej chwili runął, jak domek z kart. Najmilsze chwile w moim życiu, przeleciały mi przed oczami.Razem ze mną ,wszystkimi deskami, i pozostałościami mostku, wpadłam do wody. Prąd wodny rozciągał mnie, szarpał  w różne strony, pomiatał, trącał jak kawałkiem lnianej chusty na wietrze.Woda wlewała mi się do ust, ciągnąc mnie na dno. Ostatni głęboki wdech. Znalazłam się całkowicie pod wodą.Co raz głębiej i głębiej. Wszystko stawało się coraz ciemniejsze. Nikłam, pod coraz większą taflą wody. Opadałam już praktycznie na dno, zimno paraliżowało mnie. Nie miałam siły dalej walczyć. Poddałam się…                                





 

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 14. Natalie.

Na początku chciałam przeprosić. Za całą nieobecność. Awaria komputera, brak czasu, i chęci! Nie mam zamiaru się poddawać więc wracam z nowym długim, mam nadzieję ciekawym rozdziałem, oraz zapowiedzią kolejnego (który wprowadza już zupełnie co innego, i wierze, że was zaskoczy). Dodam go (15.06). Do wszystkich komentujących! Dziś i jutro pododaje u was komentarze, o wznowieniu (nie chciałabym robić spamu, ale o chyba jedyna możliwość przekazania informacji, wiele z blogów znam, i czytam). Miłego czytania! 


 - Kim jest ta nowa? Zapytał Max, wskazując na wysoką, szczupłą rudowłosą dziewczynę.                

- Natalie Carther typowa outsiderka.  Niektórzy mówią, że to wariatka.  Dziewczyny widziały jak przedmioty na które się patrzyła unosiły się, albo znikały.                                                                            

- I co jeszcze? Sarah czy ty naprawdę w to wierzysz? Max miał rację, nie można było w to wierzyć. No chyba, że twój chłopak jest wampirem.                                                                                                       Natalie nie wyglądała na kogoś szczególnego. Ciemno czerwone włosy, chuda, wysoka, najczęściej pomalowana, i ubrana na na jakiś ciemny kolor. Nawet jeśli jest wiedźmą, nie wygląda jak te  które znam. Przerwa dobiegała końca, a moją ostatnią lekcją był angielski. Miałam wielką ochotę się zerwać. Niestety nie mogłam zostawić Maxa .                                                                                                                      

 - Może byśmy ją tak poznali, zamiast słuchać plotek?                                                                                  
- Innym razem. Lisa zabije mnie jak się spóźnię, a mam 3 minuty na przebranie się, rozgrzewkę i dołączenie do niej. Max pogadamy później, pa.                                                                                                              Chyba każdy w szkole wiedziałby o czym będą rozmawiać.                                                                          Lisa to  partnerka Sarah, do projektu z w-f. Naprawdę bardzo wymagająca najmniejsze spóźnienie, czy nie przygotowanie się , z nią jako partnerką kończyło się bardzo wielką kłótnią.                                                  
– Muszę wziąć jeszcze książkę, zobaczymy się w klasie.                                                                                Idąc do klasy prawie wpadałam na Natalie. Oczywiście zaprezentowała mi jedno ze swoich najlepiej odstraszających ludzi spojrzeń, i znikła w mgnieniu oka. Z bliska jej włosy wydawały się być jeszcze bardziej czerwone. W sali było bardzo tłoczno, i duszno. Wszystkie okna były zamknięte. Dziś mieliśmy angielski z Maggie. Maggie, nowa stażystka, nie miała więcej niż 26 lat, i naprawdę poważną wadę wzroku, więc ściąganie przy niej było łatwizną.                                                                                                                

– Niestety sprawdzian musi zostać przełożony. Odbędzie się w przyszłym tygodniu.                                       Czyli jednak mogłam urwać się z tej lekcji…                                                                                              

– Mówiłam, że nie warto było dziś przychodzić. Szepnęłam do Maxa, kiedy ,Maggie rozdawała jakieś kartki.                                                                                                                                                        

– Zapewne pamiętacie, że w przyszłym tygodniu omawiamy Hamleta, zróbmy sobie takie małe wprowadzenie, na kartkach dostaliście kilka cytatów.                                                                                  
– Amando, odczytaj, proszę pierwszy.                                                                                                     Wysoka, masywna, skośnooka dziewczyna z ostatniej ławki, przerwała czytanie komiksu.                                                                                                                      

– Sięgnęła po kartkę.                                                                                                                                

 – Akt V, scena 2. Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom.                                      
– Jak to rozumiesz Max? Błąd. Wielki błąd, zadać Maxowi przy całej klasie pytanie tego typu. Wszyscy wiedzieli jak bardzo nienawidził odpowiadać publicznie.                                                                                            
-Wydaje mi się, że…,że jest jeszcze dużo do odkrycia, nie o wszystko, znamy i wiemy.                               Udało mu się!                                

- Każdy rozumieć może inaczej, ale dobrze. To był bardzo łatwy fragment przejdźmy do trudniejszych. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy…                                                                
                                                    
Ulica była pusta i ciemna. Cztery na sześć latarni nie działało już od tygodnia, wiec każdy wieczorny powrót do domu przerażał. Miałam złe przeczucie. Nie bój się, ten wieczór jest taki jak każdy inny nie musisz się bać, powtarzałam sobie w duchu.                                                                                                       Poczułam zimny podmuch wiatru. Zimne dłonie zaczęły miażdżyć moje nadgarstki, drobne kobiece, niezwykle silne. Równocześnie poczułam uderzenie plecami o  ścianę. Byłam do niej z całej siły przyparta, ktoś trzymał mnie. Nie mogłam się ruszyć, ani krzyczeć.                                                                                           
- Chciałam dać ci trochę czasu, abyś zniknęła na zawsze z naszego życia. 
Zobaczyłam niezwykle piękną dziewczynę. Długie włosy każdy element jej twarzy, makijażu, nieskazitelny. Miała dzikie oczy pełne nienawiści, zła. Wiedziałam kim była. Widziałam ją już kiedyś z daleka.                                 

- Ale po co czekać skoro mogę się zabawić?                                                                                             Puściła mnie, obróciła, i pchnęła na równoległą ścianę. Odbiłam się, i zjechałam jak szmaciana lalka, bez silna.                                                                                                                                                            
- Alex. Wycharczałam próbując odzyskać choć trochę sił. Oparłam się o ścianę.                                                   

- Och tak, miło mi Cię poznać.- Chwyciła mnie za gardło i uniosła do góry. Jej kły wydłużyły się.- Szkoda, ale taki koniec sama sobie wybrałaś. Mogłam poinformować radę, o tym, że o nas wiesz, o wszystkim co dla Ciebie zakazane.- Uprzedziła moje zadane w myślach pytanie- Ale nie mogłam narazić brata, zostałby oskarżony. Nie zrobiliby mu krzywdy, ale i tak nie mogłam do tego dopuścić. Ty powinnaś to rozumieć, w końcu obydwie go kochamy?                    
Coraz mocniej mnie dusiła.Nagle poczułam  ulgę,i upadłam na ziemię.                                                            Syk Alex rozbrzmiał mi w uszach. Coś bardzo ją zabolało, opierała się o ścianę. Obok niej stała czerwono włosa dziewczyna.   Bełkot który słyszałam,  zdawał się układać w cały czas powtarzane zdanie. Dziewczyna która chciała mnie chwilę temu zabić, uciekała chwiejąc się z bólu.  Niszczą, oraz przewracając  wszystko na swojej drodze.  Czerwonowłosa podeszła do mnie, i chwyciła mnie za rękę trzymając w niej jakiś kamyk na rzemyku.                  

- Wszystko jest dobrze. Nic strasznego się nie wydarzyło.
 Jej spokój przekładał się na mnie.                                                                                                                                                            
- Natalie? Podnosiłam się powoli, usiłując wyrwać dłoń z dłoni dziewczyny.                                                   
 - Spokojnie, to dla twojego bezpieczeństwa.- Kamień z rzemyka, zaczął robić się coraz cieplejszy.- Przewróciłaś się na chodniku, znalazłam Cię tu, oraz ocuciłam. Pamiętasz?                                                     Miałam straszny mętlik, jej słowa zlewały się z prawdą, zupełnie jakby naprawdę były  rzeczywistością. Tak, potchnęłam  się i upadłam, albo może nie. Kamieni zaczął mnie parzyć                                                                                                                                                                                        
 - Nie, to nieprawda! Ta pieprzona wampirzyca mnie zaatakowała, ona mnie pchnęła. To przez nią tu leżę, nie przez upadek.                                                                                                                               Wyrwałam się i podniosłam, odzyskałam siłę. Gniew, mnie pobudził.                                                            

- Skąd wiesz kim ona jest?                                                                                                                         

-  Siostra mojego chłopaka, a ty jesteś jakąś wiedźmą, tak?                                                                                             

- Nie do końca, przepraszam moim obowiązkiem jest zadbać abyś o tym zapomniała.                                                                                                                                                          
- No to jednak Ci nie wyjdzie.
 Ruszyłam przed siebie, byłam i tak już bardzo spóźniona.                                                                                                                                                          
- Poczekaj! Możemy porozmawiać, jest kilka rzeczy które mogą Cię zainteresować. Jutro przed pierwszą lekcją na parkingu.  

Kolejna jakże niesamowita rozmowa na parkingu.  Nie mogę się wprost doczekać...                                                                                                                                                                  
                                                                                                                                                                 
Ranek był bardzo pochmurny, praktycznie odzwierciedlał mój dzisiejszy humor. Poobijana, podrapana i posiniaczona wciągałam na siebie spodnie.  Wyglądałam  jak jedno wielkie nieszczęście, nie było dziś sensu się malować. Jedyne czego potrzebowałam to spokój, i Nick. O którego od wczoraj zaczęłam się jeszcze bardziej dbać. Sms pod tytułem,, Twoja siostra próbowała mnie zabić ‘’ , od wczoraj pozostał bez odzewu. Jeśli ona zrobiła mu cokolwiek, to choćby nie wiem co zniszczę ją. Nie obchodziło mnie jak słaba byłam, a jak ona silna. Bez względu na nic. Ubrałam bluzę, naciągnęłam kaptur na głowę, i jak najszybciej to było możliwe znalazłam się w moim bezpiecznym aucie.                 Rozmowa dla której trzy godziny wcześniej pojechałam do szkoły, powinna być tego warta. Natalii jedną z nich, to trochę niesprawiedliwe. Oddałabym wiele aby być taka jak oni, być szczęśliwą z kimś, kogo tak bardzo kocham, ale to niemożliwe nie zmienię się.                                                            Istnieje jedyny sposób  , ale nie potrafiłabym. Być jak Alex, być jak Nicolas. Nie! To niemożliwe. Jak na pierwszą lekcję, parking był dość pusty. Wszyscy uczniowie byli już w salach. Przy jednym z aut stała Natalie. Jej ciemny ubiór kontrastował z czerwonymi włosami.  Zapukała lekko w szybę.                                                                             

- Mogę wejść? Jak na początek czerwca jest strasznie zimno.  Kiwnęłam jej znacząco głową.                                                                                                                             

- Więc o czym chciałaś rozmawiać, bo chyba nie  o pogodzie?                                                      

- Nie mogę, ci wszystkiego dokładnie wyjaśnić, i tak za dużo zakazów już złamałam. Musisz mnie słuchać uważnie, nawet gdy czegoś nie zrozumiesz, wszystko coś znaczy, pamiętaj                                                                                        

 - Czyli w skrócie nie masz zamiaru nic konkretnego mi powiedzieć?                                                     

- Nie to nie tak. Nie wiem od czego zacząć, wiem, że wiele już wiesz.                                                   

- Kim jesteś?  Najprostsze pytanie, a nawet na nie miałam odpowiedzi.                                    

 -Jestem strażniczką. Strzegę tajemnic nowego świata, jednocześnie kontroluje na danych rejonach nasze bezpieczeństw, oraz czy żaden człowiek nie wie.          
  Nie ma to jak poprawnie wykonywać swoją pracę.                                                                            

- Co robisz z takimi którzy wiedzą?                                                                                                         - Wysyłam przed oblicze, nie wiem jakby go nazwać, szeryfa strefy. Tu niestety jest on najgorszy, każde on takich jak ja jeśli nie wypełnią zadania równie mocno co ludzi których chronimy.  Jest bezwzględny, okrutny i niesprawiedliwy. Każe nas, i ludzi. pomijając wampiry które odkryły tajemnice.                                                  

 - To chyba wielki plus dla Alex, po wczorajszym nie szaleje ani za tobą ani za mną. Alex znów ma przewagę. 

 - Dlaczego więc mnie chronisz?                                                          

 - Jesteś inna, nie czuję od Ciebie czysto ludzkich sił, jesteś czymś więcej. Fragment którego miałam nie rozumieć, rzeczywiście został niezrozumiany.                              

- Chciałabym radzić ci abyś trzymała się od tego z daleka. Szeryf już pewnie o tobie wie, Alex zniknęła z miasta.                                                                                                                                          

 - Alex zniknęła, a mój chłopak od dwóch dni nie daje znaku życia.                                                   

  - Muszę iść, na lekcje. Strażnictwo, stażnictwem, ale mam także za zadanie poznawać śmiertelnych. 
Odeszła. Po dzisiejszej rozmowie doszedł mi kolejny problem. Szeryf strefy, kto to do cholery wymyślił! Kolejna osoba która ma mnie zamiar zabić. Miałam godzinę wolnego, i musiałam wrócić po, zostawiony przeze mnie w kuchni plecak. Zanim dotarłam przed dom, strasznie się rozpadało. Była to nienaturalnie silna ulewa, podobna do tej którą dwa tygodnie temu wywołała Olivia, ćwicząc swoje nowe zaklęcie pogodowe. Nie wypadło do końca tak jak powinno, ale mieliśmy pierwszą od dawna kilkugodzinną wichurę, z ulewą. Przemokłam zanim doszłam, z parkingu do domu. Drzwi były otwarte, wiec uniknęłam szukania klucza. Coś było nie tak. Mama była w domu ,i chyba się z kimś kłóciła.                                                                          

– To nie moja wina! Mitchellu, nie mogłam nic poradzić!                                                                Mitchellu?Mama po tylu latach rozmawiała, a właściwie kłóciła się z tatą?!                                    


- Straciliśmy, przez wampiry już jedną córkę! Muszę wyjechać, one obydwie przyciągały kłopoty, i te…te potwory! 
Skąd ona mogła wiedzieć? Wampiry? Co to miało wspólnego z Hannah?                                          

  - Oni zawsze, będą tam gdzie ona! Jeszcze w tym tygodniu wyjedziemy stąd, twoja nowa rodzina Mitchellu mnie nie interesuje, teraz tylko nasza córka się liczy!
 Wyjazd! To nie wchodziło w rachubę. Mama o wszystkim wiedziała! Okłamywała mnie! Nic nie rozumiałam, ale nawet bez rozumienia, kłamstwa, tajemnice, to było coś co spowodowało to jak się poczułam. Nie miałam zamiaru zostawić kogo kogokolwiek i, wyjechać. Wybiegłam, trzaskanie drzwi przerwało jej rozmowę. Zrozumiała, że wszystko słyszałam, krzyknęła coś, ale ja już biegłam przed siebie, nie patrząc w tył. Chcąc być jak najdalej stąd…                   

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 13 cz 2

2 cz rodziału 13  Mam nadzieję, że aktywność się poprawi, bo poprzednia część to masakra...Następny w rozdział niedziela (30.03). 




Słońce, świeciło mi idealnie w oczy, tak mocno, że nie mogłam dojrzeć nawet godziny na zegarku. To był właśnie minus spania naprzeciw wschodniego okna. Zawsze rano nawet z zaciągniętymi roletami, nie mogłam uporać się ze słońcem. Nareszcie udało mi się dojrzeć godzinę. O kurczę już dziesiąta! Miałam tylko trzy godziny. Poleciałam do łazienki, najszybciej jak mogłam z moja zbolałą kostką. Stanęłam, przed szafą, nie wiedząc co na dziś ubrać. Może ubiorę jeansy i obcisły top? Nie, dziś musiało to być coś szczególnego. Czarna krótka sukienka na ramiączkach, z ciemnymi różowymi kwiatami i czarne baleriny, niestety moja kostka nie pozwoliła mi na nic wyższego. Włosy zostawiłam rozpuszczone przejechałam je tylko kilka razy szczotką. Podkreśliłam oczy ciemną kreską, oraz usta błyszczykiem. Było trochę po dwunastej. Zeszłam na dół. Mama przygotowała wszystko idealnie, sama wyglądała ślicznie. A zapachy z kuchni, rozchodziły się po całym domu.Byłam naprawdę podekscytowana. Mama bardzo się starała, choć nie wyglądała na zadowoloną.                                                                                                                                                 
 – Zaraz przyjedzie, muszę z nim chwile pogadać. Przed domem.                                                                   
– Nie myliłam się, czekałam na niego, nie całe dwie minuty, a już z wampirzą szybkością stał za mną, i obejmował mnie w talii.                                                                                                                                
 – Pięknie wyglądasz. Szepnął mi do ucha.                                                                                                      
– Dziękuje.                                                                                                                                                  

– Czym się tak martwisz? Jesteś strasznie spięta.                                                                                               
– Mama dziwnie się zachowuje, stara się, wszystko przygotowała, ale nie wygląda na zbyt szczęśliwą.           
– Jesteś jej jedyną córką, może to normalne? Nie mam pojęcia, jak to jest kiedy poznaje się chłopaka swojej córki.                                                                                                                                                
– Może kiedyś będziesz miał szansę. Złapałam go za rękę i wciągnęłam do środka.- Przeżyjemy. Szepnęłam, wiedząc że i tak bardzo dobrze usłyszy.                                                                                                      

– Mamo jesteśmy! Mama wyszła z kuchni. A Nick szarmancko podał jej rękę.                                      

– Nicolas West                                           

 - Monica Wather.- Oficjale początki.- Miło mi Cię poznać!             

- Mi panią również. Usiedliśmy w jadalnio- kuchni. Nick obok mnie, mama naprzeciw nas.                                      

– Pracujesz gdzieś?                                    

- W studiu tanecznym, tam się poznaliśmy. A teraz ten fragment w którym trochę na ściemniamy.            

– O ile lat jesteś starszy?                                                

- Pięć lat.                                   

Chyba dwieście pięć, ale fakt wyglądał na tylko na mniej więcej pięć lat starszego ode mnie. Musiał więc zostać przemieniony gdy nie miał nawet dwudziestu czterech lat. Mama poszła do kuchni.                                    
– Teraz zobaczymy jak będziesz jadł. Uśmiechnęłam się do niego.                                                

– Mówiłem Ci, dla Ciebie wszystko. Pocałował mnie szybko, zanim mama zdążyła wrócić ze swoim popisowym spaghetti. Nick z wielkim trudem, dokończył obiad. Rozmawiał jeszcze trochę z moją mamą. Dochodziła już szesnasta. Mama w dalszym ciągu nie była zbyt zadowolona, ale nie przejmowałam się tym.                                  

– Muszę już iść. Dziękuje pani bardzo. Odprowadziłam go do drzwi.                                         

– Przetrwaliśmy!                                          

- Tak, chociaż nie powiem, żebym czuł się za dobrze. Miałam nadzieję, że go nie otrułam.                          

– Dokąd teraz pójdziesz?                                        

- Chyba do domu. Chcesz iść ze mną?                          

- Hymm no nie wiem. Spojrzał mi w oczy, tak głęboko, że widzi moje najskrytsze myśli. Zdecydowałam się na wycieczkę do niego. Nikogo, poza nami nie było. Siedziałam w salonie, kiedy Nicolas był w kuchni. Chyba wiedziałam czemu tam jest. Nigdy nie myślałam o nim jako o prawdziwym wampirze, pijącym krew. Chociaż on z pewnością ją pił. Ludzka krew dawała mu ochronę przed światłem i dodawała siły, zwierzęca pozwalała przetrwać, bez pragnienia z możliwością życia  wśród ludzi. Właściwie jakoś specjalnie mnie to nie odstraszało, wręcz przeciwnie rozumiałam to. Podeszłam do niego, a on w tym samym momencie odłożył kubek z czerwonym płynem. Wmawiałam sobie, że to tylko malinowy albo wiśniowy sok                                    

 – Nie musisz go odkładać. Nie przeszkadza mi.                  

– Wolę jednak Cię nie straszyć.                                      

– Nie boję się tego. Jak mogłam mu udowodnić, że to w pełni to akceptuję.                                            

– Mogę Ci to udowodnić! Wpadłam na nie do końca genialny pomysł, i zanim się rozmyślę postanowiłam go zrealizować. Wzięłam jego kubek do ręki i zamoczyłam delikatnie wargę w czerwonym soku. Nie smakował najgorzej, właściwie to był bardzo słodki, cierpki, i intensywny. Może nie piłam jej jak on, ale na pewno mogłam to zaliczyć do próbowania.                                             

– Oszalałaś! To ludzka krew.                                          

– Teraz widzisz, że mi to nie przeszkadza, poza tym  oddali ją z własnej woli.                                                 
– Ty naprawdę zwariowałaś!- Złapał mnie za rękę, przyciągając bliżej.- Jest w ogóle coś czego się boisz?                    
- Tak, ale na pewno nie przy tobie. Pocałowałam go, czując jeszcze w ustach słodką krew. Oparł mnie o blat, nawet przez chwilę nie rozłączając naszych warg. Czas się dla nas zatrzymał. Nadal się całując, usiedliśmy na kanapie w salonie.                                              

– Czy picie krwi bezpośrednio od człowieka, go zabiję?                     

- Jeśli potrafi się być opanowanym i nie chce się zrobić tej osobie krzywdy.                                

 – A ty potrafisz?                                                             

- Nie wiem, ale czy to ważne. Kolejny genialny pomysł, na który zapewne się nie zgodzi. Próbować zawsze warto!                                                 

- Chcę…żebyś, napił się ode mnie! Czar prysł. Odsunął się i spojrzał na mnie, jak na prawdziwą wariatkę.                    
– Wow!                                                      

- Wow chcesz, czy wow nie?                                     

- Nie mogę powiedzieć, że nie chce, ale to zbyt niebezpieczne.                                                

– Wszystko jest niebezpieczne! Ufam ci i chcę tego. Zsunęłam, ramiączka sukienki. Trochę się denerwowałam, widząc jego głodne spojrzenie, ale i tak chciałam by połączyło nas coś nowego, czego jeszcze nie próbowaliśmy. Oparłam się o poduszkę. On bardzo szybko znów przysunął się do mnie. Czułam jego zimny oddech. Pocałował mnie, po czym zaczął zjeżdżać niżej, lekko pociągając swoimi ustami za moją dolną wargę. Całował mnie po policzku, aż szyi na zmianę czasem dotykając lekko ust.                                   

– Jesteś pewna?- Szepnął. Nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Kiwnęłam głową. Przycisnął mnie do siebie, wbijając smukłe palce w mój kręgosłup. Przejechał wilgotnymi wargami po mojej szyi odnajdując żyłę, wyczuwając językiem silny puls. Łaskotanie zmieniło się w lekkie ukłucie, a ono w dwa małe piekące miejsca, coraz bardziej bolące. Mimo wszystko odprężyłam się. Po między mną a Nickiem tworzyła się wież, coraz silniejsza, czułam jego energie, rosnącą siłę. Byłam głęboko w nim, w jego sercu, gdzieś gdzie w inny sposób bym się nie znalazła. Wszystkie uczucia totalnie różniły się  od tych które znałam. Hipnotyczne spojrzenie, magnetyzujący każdy dotyk, nic nie równało się z tym. Byliśmy jednością, moja krew była w nim. Jedna krew, jedna dusza w dwóch ciałach. Wszystko słabło, wyczerpywało, kończyło się, choć ja tak bardzo nie chciałam, żeby to się skończyło. Przycisnęłam go bardziej do siebie. Koniec, przez chwilę żadnych emocji, żadnych uczuć. Pustka. Dopiero kiedy dwie ranki zaczęły dawać o sobie znać, oprzytomniałam. Oswobodziłam się z uścisku Nicka, i oparłam się na kanapie obok niego.      

– Jak się czujesz?                                  

– Niesamowicie!-Szybko się zregenerowałam, byłam silna, energiczna i…szczęśliwa.                        .

- A ty?                                                

- Dobrze.                                             

– Dobrze?! Tylko, zwyczajne dobrze? Czy ty czułeś w ogóle to co ja? Więź, połączenie, to było coś nieprawdopodobnego.                                                 

– Czułem, tylko to było…nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, nie tak silnie! Powinnaś być zmęczona, wyczerpana. To dało ci chyba prawie tyle samo energii co mi?!                                                      

- To chyba, dobrze?                                        

- Tak, dobrze. Przytulił mnie.                                                                                                                          Jego zachowanie było zdecydowanie nienormalne. Coś było nie tak. 

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 13. Cz. 1.

Nowy rozdział, nadal w klimacie lajtowym, romantycznym (jutro do szkoły po feriach to trzeba...). Kolejny nietypowy fakt (no bo mam nadzieje, że nikt się nie spodziewał, zobaczycie czego!) Zdradzę, że do tego wątku wrócę póżniej, ale należy pamiętać...w pierwszym fragmencie, jest mała podpowiedz (nie liczcie na szybkie rozwiązania, ...to zdecydowanie nie u mnie...).  Nie wiem co by jeszcze napisać, pozdrawiam wszystkich czytających (zwłaszcza moją kochaną Sarę, która co dzień słyszy...czytałaś?..co myślisz? Dziękuje Ci za cierpliwość!). Dziękuje za każdy komentarz...mam nadzieję, że będzie ich dalej coraz więcej! A no i zapomniałabym 2 cz rozdziały (wydaje mi się, że 2 cz króciutka ;P ), będzie w sobotę (jeśli nie zmienią mi się plany bo to weekend przed moimi urodzinami, które oczywiście w poniedziałek...15.03..)


Zaginiona, bratnia dusza. 

Siedziałam przy oknie rozmyślając, o wszystkich zmianach które nastąpiły w moim życiu. Zakochałam się, przeprowadziłam, poznałam nowych ludzi, straciłam najlepszą przyjaciółkę, zyskując nową. Tyle rzeczy w tak krótkim czasie! Z kuchni zawołała mnie mama.                                                                                         
– Hej, mamo. Co się dzieje?                                                                                                                        

- Tata dzwonił.-Mama miała strasznie zły humor, wyglądała wręcz na zrozpaczoną.-Chciał żebym Ci przekazała…dziś urodziła ci się siostrzyczka!                                                                                               

To był prawdziwy szok, nie spodziewałam się czegoś takiego. Przy tacie często kręciły się młode, ładne kobiety, ale żeby dziecko! Musiałam z nim pogadać, i chyba przypomnieć o antykoncepcji. Zostałam starsza siostrą! Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, chociaż zawsze chciałam mieć rodzeństwo, właściwie kiedyś nawet miałam. To pewnie było to co zabolało najbardziej mamę. Chociaż tata nie obwiniał się tak jak ona, to tak naprawdę obydwoje stracili dziecko. Miałyśmy po pięć lat, a pamiętam to jakby to wydarzyło się wczoraj. Byłyśmy z mamą na placu zabaw, bawiłyśmy się a ona, po prostu zniknęła. Pięciolatka rozpłynęła się w powietrzu. Żadnego listu od porywacza, nikt jej nie widział, monitoring na akurat ten jedne dzień nie działał. Jedyną osobą która wydała mi się dziwna, nie pasująca do otoczenia pełnego rodziców, i ich dzieci, była młoda kobieta. Bardzo piękna, ubrana w ciemne jeansy, ciemny płaszcz, i błyszczące lakierowane szpilki. Pamiętam ją, to jak patrzyła na Hannah. Niestety kiedy opowiedziałam to policji sprawdzili, pytali innych, ale nikt nie widział żadnej kobiety! Byłam dzieckiem, minęło dwanaście  lat, ale, i tak to nie mógł być wymysł, nie mogło mi się przewidzieć. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, namyśl o Hann, czułam się bardzo źle. Wytarłam oczy, zmyłam spływający tusz, i nie chcąc już myśleć o mojej malutkiej siostrze, po której został mi tylko mała bransoletka, z zawieszką, połówką  serca z wygrawerowanym kwiatem dzikiej róży. Drugą połowę serca miała ona, moja bratnia dusza. Nadal przyglądając się bransoletce, uznałam, że gdzieś już widziałam taki sam kwiat róży. Próbując sobie przypomnieć, zasnęłam. 




-Annie, co Cię boli? Chyba z pięć osób pochylało się  nade mną, zadając to pytanie.                                     
 – Co się stało? Hymm znałam ten słodki, delikatny głos, tym razem z nutką strachu. Nick! Miałam ochotę krzyczeć, ale nie czułam się na tyle silna, leżałam bezwładnie na podłodze.                                                     
– Upadła, nie rozwaliła sobie głowy, ale kostka puchnie coraz bardziej, i straciła z nami kontakt.            

Przecież ich słyszę? Wystarczy, że coś powiem, wydam jakiś dźwięk. Cholera chyba nadal mnie nie słyszą, przecież krzyczę! Nicky pochylił się nade mną.                                                                                               
– Słyszysz mnie?.- Ta czułość w jego głosie.- Annie?!  Udało mi się kiwnęłam głową.                                      
– Wszystko ze mną w porządku. Mówiłam ciszej niż myślałam.                                                                    

– Zabiorę ją na górę, potem pojedziemy do szpitala.                                                                                   

– Do jakiego szpitala?! Nie chcę do szpitala, nic mi nie jest! Usiłował  mnie podnieść, chciałam mu wiec pokazać, że nic mi nie jest. Nie udało mi się, wylądowałam w jego ramionach. Czułam jak wychodzimy z sali, idziemy po schodach na górę. Położył mnie na miękkiej kanapie, i przyłożył zimny okład do kostki.                                         
– Lepiej ci?                                         

- Od początku czuje się dobrze. Usiadłam, na kanapie i zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy się spotykać, byłam w jego mieszkaniu. Mało tego w jego sypialni!                                            

 - Pojedziemy zaraz do szpitala. Pocałował mnie w czubek głowy.                                                               

– Nie chcę! Wszystko dobrze, jesteś przy mnie.- Przytuliłam się do niego.- Nie potrzebuje niczego więcej.       

– Mogłaś mieć wstrząs mózgu, kostka też nie wygląda najlepiej. Dopiero, teraz zaczęłam się przyglądać jak wygląda jego pokój. Duże łózko z mnóstwem poduszek, szafa, kanapa na której się znajdowaliśmy,  mała biblioteczka. Wszystko było z ciemnego drewna, wszystko było w kolorze ziemistym i ciemnym zielonym. Pokój był piękny i wielki. Nie mogłam doczekać się zobaczenia reszty domu.                            

– Nareszcie jestem w twoim pokoju! Zazwyczaj kiedy nie było mojej mamy, bywaliśmy u mnie, w studiu, lub spacerowaliśmy po mieście.                                  

– Chcesz zobaczyć resztę mieszkania?                            

- Pewnie! Podniosłam się z kanapy najżwawiej jak mogłam. Wszystko było takie nowoczesne, salon połączony z salonem, dwie wielkie łazienki.                          

– Tu jest pokój Alex, a tu Veronicki. Pokój Alex były zaraz obok pokoju Nicka.                                               

– Nie podoba mi się, że mieszka tak blisko Ciebie. Udawałam obrażoną.                              

– Chyba nie jesteś zazdrosna?                       

- Ależ skądże, nie przeszkadza mi fakt, że mój przystojny chłopak mieszka obok, pięknej, wampirzycy. Jak mogło ci to przyjść do głowy.                                            

– Ty jesteś dla mnie najpiękniejsza i najlepsza! -Pocałował mnie delikatnie.- A teraz zawiozę Cię do szpitala. Wiedziałam, że z nim nie wygram i po chwili byłam już w aucie. Oczywiście mój nad opiekuńczy ukochany nie pozwolił mi prowadzić. Od naszej pierwszej jazdy, i miałam nadzieję, że ostatniej, jego zdolności jako kierowcy, znacznie się poprawiły. Zaczął przestrzegać przepisy, prawie nie przekraczał prędkości...ogólnie bardzo mnie zaskoczył!         


W szpitalu był straszny tłok, czekaliśmy już drugą godzinę w poczekalni na wyniki prześwietlenia mojej coraz bardziej spuchniętej kostki.                               

- Annie Wather, zawołał lekarz z jednego z wielu gabinetów. Nick pomógł mi wstać, z twardego, plastikowego krzesła, i dojść do gabinetu.                      

– Z głową wszystko w porządku, kostka skręcona nie ma żadnych na tyle poważnych urazów, abym musiał zostawić Cię tu na noc.-Uh odetchnęłam z ulgą, kiedy lekarz recytował każde zadnie, powoli, i spokojnie. Wyglądał na może czterdzieści lat, włosy lekko posiwiałe upięte miał w kucyk, a grube jak denka od szklanej butelki coca-coli okulary zsuwały mu się przez co, cały czas musiał je poprawiać.

- Następnym razem, musisz bardziej uważać, i na kilka tygodni, zrobić sobie przerwę od wszelkich sportów i wysiłków fizycznych.                          

– Dziękuje, panie doktorze. Uśmiechnęłam się, z radości, że po dwóch godzinach w końcu mogę stąd wyjść. Wzięłam jakieś papiery, i na reszcie znalazłam się w aucie. Całe szczęście, że nikt nie zawiadomił mamy, musiałaby bez potrzeby przyjechać.                                        

– Mówiłam Ci, że nic mi nie było. Pomachałam mu papierami, i wynikami przed nosem.                                          

– Zawsze lepiej sprawdzić. Jadąc podśpiewywałam piosenki z radia, oraz rozmawiałam o tym jak śmiesznie musiał wyglądać mój upadek, z ponad pięciominutowe leżenie bez ruchu na parkiecie. Do domu dojechałam w niecałe pół godziny.                                         

– Do domu dojdę sama, mama pewnie już jest.                          

 – Jest, i chyba zaczęła się martwić. No tak przecież to oczywiste, że mój chłopak, będzie tak dobrze słyszał, z takiej odległości.                                 

– Jesteśmy już razem prawie pół roku.- Pół roku minęło tak szybko.- Cały czas, przychodzisz do mnie kiedy nie ma mamy. Może to idealny moment, aby w końcu Cię poznała?                                                  

- Jesteś tego pewna? W jego oczach widać było wielką radość.                                                    

– Na sto procent! Może jutro do nas wpadniesz na obiad? Dasz radę zjeść coś ,,normalnego”?                            

- Dla Ciebie tak. Przytulił mnie, i pocałował w policzek.               

– Musisz iść, twoja mama coraz bardziej zaczyna się martwić.                                                

– Nie chce, od Ciebie odchodzić. Wtuliłam się w niego mocniej.                                         

– Ja też nie chce ale już czas. Zanim odszedł, złożył na moich ustach szybki, słodki pocałunek 

– Mamo?                                        

- Och nareszcie jesteś! Co ci się stało w nogę?                    

- A to nic poważnego, mały wypadek. Chciałam powiedzieć ci coś ważnego.                                

– Co, skarbie?                                                               

- Chciałabym ci jutro kogoś przedstawić.                        

– Kogo? Mama była coraz bardziej zainteresowana.              

– Mojego...- wzięłam głęboki wdech- chłopaka!                          

- Wow, nie spodziewałam się.                                            

– Duże zaskoczenie, wiem. Może przyjść jutro do nas na obiad?                                                  

- Pewnie.                                                    

– Dzięki mamo na pewno go polubisz. A teraz idę się chwile pouczyć i położyć.                                             Byłam strasznie, zmęczona i śpiąca, nie zdążyłam się nawet pouczyć, tak szybko po kąpieli zasnęłam. Zdążyłam napisać tylko sms do Nickiego.                  
Przyjedź jutro o 13, będę czekać. Annie.       
CDN.