Kolejny rozdział...zaczyna się coś dziać!!! Może trochę krótki... Kolejny za ok. 2 tyg! To już 2 rozdział po reaktywacji, niestety aktywność nadal bardzo słaba, dalej będę pisać w komentarzach na blogach wcześniej komentujących (także nowych blogów które zacznę czytać i wgl) Osoby które nie chcą informacji w komentarzach, proszę pisać! Mam nadzieję, że będzie się podobać!! Miłego czytania!
Rozdział XV
Okłamywana, topiona, porwana.
Oparłam się o drzewo. Teraz mocniej czułam łzy, które wraz z dużą warstwą tuszu, spływały mi po policzkach , kapiąc na brudną, i poszarpaną przez krzaki bluzę. Byłam spragniona, przemoknięta, oraz zmęczona. Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa! Musiałam odpocząć, chociaż na chwilę. Biegłam przed siebie kilkanaście, może kilkadziesiąt minut.Bez wytchnienia, chcąc się rozpłynąć, zagubić w biegu. Zniknąć. Skraj lasu, na obrzeżach miasteczka, był idealny na odpoczynek. Dobiegłam już tak daleko ,a nadal nic nie wymyśliłam, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Jedyne czego byłam pewna to, że szybko nie wrócę do domu. W ogóle nie chciałam wracać.Chciałam znaleźć Nicka, opowiedzieć mu o wszystkim. Poprosiłabym go aby mnie stąd zabrał, wyjechalibyśmy daleko. Tylko ja, i on. Zero kłamstw, tajemnic, śmierci, wrogów.Usiadłam na kupce wilgotnego mchu, który otaczał całą część lasu aż do jeziora, znajdującego się kilka metrów od granicy lasu. Po ulewie, wszystko było mokre, krople spływały po wielkich liściach. Położyłam się na mokrym podłożu, czując, pod sobą wbijające się kawałki starej kory. Widziałam, błękitne niebo, korony zielonych drzew. Cisza powodowała u mnie nadmierny, i dość dziwny po takim przypływie adrenaliny, oraz nerwów, spokój. Mimo strasznego zimna zaczęłam zasypiać. Jeden, dwa, trzy, cztery…siedemnaście, osiemnaście. Liczyłam każdy swój oddech. Byłam sama, daleko przemoczona kaszląca, przemarznięta. Sama i samotna jednocześnie.Może nie do końca sama? W ciszy co jakiś czas słychać było łamanie gałęzi, i skrzypienie czyiś, ciężkich butów. Podniosłam się gwałtownie, i ukryłam za dwoma niesamowicie złączonymi ze sobą drzewami. Nie byłam tu już bezpieczna. Ktoś się zbliżał, a ja nie znałam jego zamiarów. Chociaż patrząc na wydarzenia ostatnich czterdziestu ośmiu godzin, pewnie ten kto się zbliżał nie miał wobec mnie zbyt miłych zamiarów. Dla każdej nastolatki to pewnie normalne, że non stop ktoś próbuję Cię zabić. Nie miałam czasu, musiałam znów uciekać. Rzuciłam się do biegu.Łapałam się wszystkich gałęzi, drzew, krzaków, byleby nie poślizgnąć się tylko na śliskich trawach. Całe ręce miałam podrapane, a z każdej rany płynęła krew.Gałęzie odbijały się ode mnie. Ktoś zaczął mnie gonić. Teraz byłam pewna, to nie był zwykły fan deszczowych spacerów w lesie. Nie okrążał on drzew w poszukiwaniu grzybów, lub czegoś podobnego. To było polowanie. Polowanie na mnie. Ja zwalniałam, on przyśpieszał. Znalazłam się nie daleko jeziora, dzieliło mnie od niego kilka dłuższych sekund.Zwolniłam na zakręcie, skierowałam się, w stronę starego mostku o którym kiedyś opowiadał mi Max.Podobno bardzo szybko ,i prosto dostać się z niego na szosę, znajdującą się tuż za rzeką, i cienką warstwą, wielkich dębów. Przy szosie byłabym bardziej bezpieczna.Upadłam, dźwięk gałęzi łamiących się za mną, rozniósł się po całym lesie. Mostek był już nie daleko. Nie poddawaj się Annie, jesteś tak blisko. Szeptałam, do siebie, z trudem łapiąc oddech. Z wielkim trudem podniosłam się i wystrzeliłam najszybciej jak potrafiłam przed siebie. Dotarłam na mostek. Był starszy niż myślałam.Wskoczyłam na pierwszą, drugą deskę. Trach. Trzecia najbardziej zniszczona zapadłą się pod moim ciężarem. Wstrzymałam oddech. Słysząc pękanie pozostałych, chciałam wrócić się obojętnie już w która stronę. Nie mogłam. Noga utchnęła mi między odłamki trzeciej deski.Ciągnęłam, starałam się. Nie dałam rady. Nie mogłam już dalej uciec. Mostek w jednej chwili runął, jak domek z kart. Najmilsze chwile w moim życiu, przeleciały mi przed oczami.Razem ze mną ,wszystkimi deskami, i pozostałościami mostku, wpadłam do wody. Prąd wodny rozciągał mnie, szarpał w różne strony, pomiatał, trącał jak kawałkiem lnianej chusty na wietrze.Woda wlewała mi się do ust, ciągnąc mnie na dno. Ostatni głęboki wdech. Znalazłam się całkowicie pod wodą.Co raz głębiej i głębiej. Wszystko stawało się coraz ciemniejsze. Nikłam, pod coraz większą taflą wody. Opadałam już praktycznie na dno, zimno paraliżowało mnie. Nie miałam siły dalej walczyć. Poddałam się…
czwartek, 19 czerwca 2014
niedziela, 1 czerwca 2014
Rozdział 14. Natalie.
Na początku chciałam przeprosić. Za całą nieobecność. Awaria komputera, brak czasu, i chęci! Nie mam zamiaru się poddawać więc wracam z nowym długim, mam nadzieję ciekawym rozdziałem, oraz zapowiedzią kolejnego (który wprowadza już zupełnie co innego, i wierze, że was zaskoczy). Dodam go (15.06). Do wszystkich komentujących! Dziś i jutro pododaje u was komentarze, o wznowieniu (nie chciałabym robić spamu, ale o chyba jedyna możliwość przekazania informacji, wiele z blogów znam, i czytam). Miłego czytania!
- Kim jest ta nowa? Zapytał Max, wskazując na wysoką, szczupłą rudowłosą dziewczynę.
- Natalie Carther typowa outsiderka. Niektórzy mówią, że to wariatka. Dziewczyny widziały jak przedmioty na które się patrzyła unosiły się, albo znikały.
- I co jeszcze? Sarah czy ty naprawdę w to wierzysz? Max miał rację, nie można było w to wierzyć. No chyba, że twój chłopak jest wampirem. Natalie nie wyglądała na kogoś szczególnego. Ciemno czerwone włosy, chuda, wysoka, najczęściej pomalowana, i ubrana na na jakiś ciemny kolor. Nawet jeśli jest wiedźmą, nie wygląda jak te które znam. Przerwa dobiegała końca, a moją ostatnią lekcją był angielski. Miałam wielką ochotę się zerwać. Niestety nie mogłam zostawić Maxa .
- Może byśmy ją tak poznali, zamiast słuchać plotek?
- Innym razem. Lisa zabije mnie jak się spóźnię, a mam 3 minuty na przebranie się, rozgrzewkę i dołączenie do niej. Max pogadamy później, pa. Chyba każdy w szkole wiedziałby o czym będą rozmawiać. Lisa to partnerka Sarah, do projektu z w-f. Naprawdę bardzo wymagająca najmniejsze spóźnienie, czy nie przygotowanie się , z nią jako partnerką kończyło się bardzo wielką kłótnią.
– Muszę wziąć jeszcze książkę, zobaczymy się w klasie. Idąc do klasy prawie wpadałam na Natalie. Oczywiście zaprezentowała mi jedno ze swoich najlepiej odstraszających ludzi spojrzeń, i znikła w mgnieniu oka. Z bliska jej włosy wydawały się być jeszcze bardziej czerwone. W sali było bardzo tłoczno, i duszno. Wszystkie okna były zamknięte. Dziś mieliśmy angielski z Maggie. Maggie, nowa stażystka, nie miała więcej niż 26 lat, i naprawdę poważną wadę wzroku, więc ściąganie przy niej było łatwizną.
– Niestety sprawdzian musi zostać przełożony. Odbędzie się w przyszłym tygodniu. Czyli jednak mogłam urwać się z tej lekcji…
– Mówiłam, że nie warto było dziś przychodzić. Szepnęłam do Maxa, kiedy ,Maggie rozdawała jakieś kartki.
– Zapewne pamiętacie, że w przyszłym tygodniu omawiamy Hamleta, zróbmy sobie takie małe wprowadzenie, na kartkach dostaliście kilka cytatów.
– Amando, odczytaj, proszę pierwszy. Wysoka, masywna, skośnooka dziewczyna z ostatniej ławki, przerwała czytanie komiksu.
– Sięgnęła po kartkę.
– Akt V, scena 2. Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom.
– Jak to rozumiesz Max? Błąd. Wielki błąd, zadać Maxowi przy całej klasie pytanie tego typu. Wszyscy wiedzieli jak bardzo nienawidził odpowiadać publicznie.
-Wydaje mi się, że…,że jest jeszcze dużo do odkrycia, nie o wszystko, znamy i wiemy. Udało mu się!
- Każdy rozumieć może inaczej, ale dobrze. To był bardzo łatwy fragment przejdźmy do trudniejszych. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy…
Ranek był bardzo pochmurny, praktycznie odzwierciedlał
mój dzisiejszy humor. Poobijana, podrapana i posiniaczona wciągałam na siebie
spodnie. Wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście, nie było dziś
sensu się malować. Jedyne czego potrzebowałam to spokój, i Nick. O którego od
wczoraj zaczęłam się jeszcze bardziej dbać. Sms pod tytułem,, Twoja siostra
próbowała mnie zabić ‘’ , od wczoraj pozostał bez odzewu. Jeśli ona zrobiła mu
cokolwiek, to choćby nie wiem co zniszczę ją. Nie obchodziło mnie jak słaba
byłam, a jak ona silna. Bez względu na nic. Ubrałam bluzę, naciągnęłam kaptur
na głowę, i jak najszybciej to było możliwe znalazłam się w moim bezpiecznym
aucie. Rozmowa dla której trzy godziny wcześniej pojechałam do szkoły, powinna
być tego warta. Natalii jedną z nich, to trochę niesprawiedliwe. Oddałabym
wiele aby być taka jak oni, być szczęśliwą z kimś, kogo tak bardzo kocham, ale
to niemożliwe nie zmienię się. Istnieje
jedyny sposób , ale nie potrafiłabym.
Być jak Alex, być jak Nicolas. Nie! To niemożliwe. Jak na pierwszą lekcję,
parking był dość pusty. Wszyscy uczniowie byli już w salach. Przy jednym z aut
stała Natalie. Jej ciemny ubiór kontrastował z czerwonymi włosami. Zapukała lekko w szybę.
- Kim jest ta nowa? Zapytał Max, wskazując na wysoką, szczupłą rudowłosą dziewczynę.
- Natalie Carther typowa outsiderka. Niektórzy mówią, że to wariatka. Dziewczyny widziały jak przedmioty na które się patrzyła unosiły się, albo znikały.
- I co jeszcze? Sarah czy ty naprawdę w to wierzysz? Max miał rację, nie można było w to wierzyć. No chyba, że twój chłopak jest wampirem. Natalie nie wyglądała na kogoś szczególnego. Ciemno czerwone włosy, chuda, wysoka, najczęściej pomalowana, i ubrana na na jakiś ciemny kolor. Nawet jeśli jest wiedźmą, nie wygląda jak te które znam. Przerwa dobiegała końca, a moją ostatnią lekcją był angielski. Miałam wielką ochotę się zerwać. Niestety nie mogłam zostawić Maxa .
- Może byśmy ją tak poznali, zamiast słuchać plotek?
- Innym razem. Lisa zabije mnie jak się spóźnię, a mam 3 minuty na przebranie się, rozgrzewkę i dołączenie do niej. Max pogadamy później, pa. Chyba każdy w szkole wiedziałby o czym będą rozmawiać. Lisa to partnerka Sarah, do projektu z w-f. Naprawdę bardzo wymagająca najmniejsze spóźnienie, czy nie przygotowanie się , z nią jako partnerką kończyło się bardzo wielką kłótnią.
– Muszę wziąć jeszcze książkę, zobaczymy się w klasie. Idąc do klasy prawie wpadałam na Natalie. Oczywiście zaprezentowała mi jedno ze swoich najlepiej odstraszających ludzi spojrzeń, i znikła w mgnieniu oka. Z bliska jej włosy wydawały się być jeszcze bardziej czerwone. W sali było bardzo tłoczno, i duszno. Wszystkie okna były zamknięte. Dziś mieliśmy angielski z Maggie. Maggie, nowa stażystka, nie miała więcej niż 26 lat, i naprawdę poważną wadę wzroku, więc ściąganie przy niej było łatwizną.
– Niestety sprawdzian musi zostać przełożony. Odbędzie się w przyszłym tygodniu. Czyli jednak mogłam urwać się z tej lekcji…
– Mówiłam, że nie warto było dziś przychodzić. Szepnęłam do Maxa, kiedy ,Maggie rozdawała jakieś kartki.
– Zapewne pamiętacie, że w przyszłym tygodniu omawiamy Hamleta, zróbmy sobie takie małe wprowadzenie, na kartkach dostaliście kilka cytatów.
– Amando, odczytaj, proszę pierwszy. Wysoka, masywna, skośnooka dziewczyna z ostatniej ławki, przerwała czytanie komiksu.
– Sięgnęła po kartkę.
– Akt V, scena 2. Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom.
– Jak to rozumiesz Max? Błąd. Wielki błąd, zadać Maxowi przy całej klasie pytanie tego typu. Wszyscy wiedzieli jak bardzo nienawidził odpowiadać publicznie.
-Wydaje mi się, że…,że jest jeszcze dużo do odkrycia, nie o wszystko, znamy i wiemy. Udało mu się!
- Każdy rozumieć może inaczej, ale dobrze. To był bardzo łatwy fragment przejdźmy do trudniejszych. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy…
Ulica
była pusta i ciemna. Cztery na sześć latarni nie działało już od tygodnia, wiec
każdy wieczorny powrót do domu przerażał. Miałam złe przeczucie. Nie bój się, ten wieczór jest taki jak każdy
inny nie musisz się bać, powtarzałam sobie w duchu. Poczułam zimny podmuch wiatru. Zimne dłonie
zaczęły miażdżyć moje nadgarstki, drobne kobiece, niezwykle silne. Równocześnie
poczułam uderzenie plecami o ścianę.
Byłam do niej z całej siły przyparta, ktoś trzymał mnie. Nie mogłam się ruszyć, ani krzyczeć.
- Chciałam dać ci trochę czasu, abyś zniknęła na zawsze z naszego
życia.
Zobaczyłam niezwykle piękną dziewczynę. Długie włosy każdy element jej
twarzy, makijażu, nieskazitelny. Miała dzikie oczy pełne nienawiści, zła.
Wiedziałam kim była. Widziałam ją już kiedyś z daleka.
- Ale po co
czekać skoro mogę się zabawić? Puściła mnie, obróciła, i
pchnęła na równoległą ścianę. Odbiłam się, i zjechałam jak szmaciana lalka, bez
silna.
- Alex. Wycharczałam próbując odzyskać choć trochę sił. Oparłam się o
ścianę.
- Och tak, miło mi Cię poznać.- Chwyciła mnie za gardło i uniosła do
góry. Jej kły wydłużyły się.- Szkoda, ale taki
koniec sama sobie wybrałaś. Mogłam poinformować radę, o tym, że o nas wiesz, o
wszystkim co dla Ciebie zakazane.- Uprzedziła moje zadane w myślach pytanie-
Ale nie mogłam narazić brata, zostałby oskarżony. Nie zrobiliby mu krzywdy, ale
i tak nie mogłam do tego dopuścić. Ty powinnaś to rozumieć, w końcu obydwie go
kochamy?
Coraz mocniej mnie dusiła.Nagle poczułam ulgę,i upadłam na ziemię. Syk Alex rozbrzmiał mi w uszach. Coś bardzo ją zabolało, opierała się o
ścianę. Obok niej stała czerwono włosa dziewczyna. Bełkot który
słyszałam, zdawał się układać w cały
czas powtarzane zdanie. Dziewczyna która chciała mnie chwilę temu zabić,
uciekała chwiejąc się z bólu. Niszczą,
oraz przewracając wszystko na swojej drodze.
Czerwonowłosa podeszła do mnie, i chwyciła mnie za rękę trzymając w niej
jakiś kamyk na rzemyku.
-
Wszystko jest dobrze. Nic strasznego się nie wydarzyło.
Jej spokój przekładał
się na mnie.
-
Natalie? Podnosiłam się powoli, usiłując wyrwać dłoń z dłoni dziewczyny.
-
Spokojnie, to dla twojego bezpieczeństwa.- Kamień z rzemyka, zaczął robić się
coraz cieplejszy.- Przewróciłaś się na chodniku, znalazłam Cię tu, oraz
ocuciłam. Pamiętasz? Miałam straszny
mętlik, jej słowa zlewały się z prawdą, zupełnie jakby naprawdę były rzeczywistością. Tak, potchnęłam się i upadłam, albo może nie. Kamieni zaczął mnie parzyć
- Nie, to nieprawda! Ta pieprzona wampirzyca mnie zaatakowała, ona mnie
pchnęła. To przez nią tu leżę, nie przez upadek. Wyrwałam się i podniosłam, odzyskałam siłę.
Gniew, mnie pobudził.
- Skąd wiesz kim ona jest?
- Siostra mojego chłopaka, a ty jesteś jakąś wiedźmą,
tak?
- Nie do końca, przepraszam moim obowiązkiem jest zadbać abyś o tym
zapomniała.
- No to jednak Ci nie wyjdzie.
Ruszyłam przed siebie, byłam i tak już
bardzo spóźniona.
- Poczekaj! Możemy porozmawiać, jest kilka rzeczy które mogą Cię zainteresować.
Jutro przed pierwszą lekcją na parkingu.
Kolejna jakże niesamowita rozmowa na parkingu. Nie mogę się wprost doczekać...
- Mogę wejść? Jak na początek czerwca jest strasznie zimno. Kiwnęłam jej znacząco głową.
- Więc o czym chciałaś rozmawiać, bo chyba nie o pogodzie?
- Nie mogę, ci wszystkiego dokładnie wyjaśnić, i tak za dużo zakazów już
złamałam. Musisz mnie słuchać uważnie, nawet gdy czegoś nie zrozumiesz,
wszystko coś znaczy, pamiętaj
- Czyli w skrócie nie
masz zamiaru nic konkretnego mi powiedzieć?
- Nie to nie tak. Nie wiem od czego zacząć, wiem, że wiele już
wiesz.
- Kim jesteś? Najprostsze
pytanie, a nawet na nie miałam odpowiedzi.
-Jestem
strażniczką. Strzegę tajemnic nowego świata, jednocześnie kontroluje na danych
rejonach nasze bezpieczeństw, oraz czy żaden człowiek nie wie.
Nie ma to jak poprawnie wykonywać
swoją pracę.
- Co robisz z takimi którzy wiedzą?
- Wysyłam przed oblicze, nie wiem jakby go nazwać, szeryfa strefy. Tu
niestety jest on najgorszy, każde on takich jak ja jeśli nie wypełnią zadania
równie mocno co ludzi których chronimy.
Jest bezwzględny, okrutny i niesprawiedliwy. Każe nas, i ludzi. pomijając
wampiry które odkryły tajemnice.
- To chyba wielki plus dla Alex, po wczorajszym nie szaleje ani za tobą
ani za mną. Alex znów ma przewagę.
-
Dlaczego więc mnie chronisz?
- Jesteś inna, nie
czuję od Ciebie czysto ludzkich sił, jesteś czymś więcej. Fragment którego
miałam nie rozumieć, rzeczywiście został niezrozumiany.
- Chciałabym
radzić ci abyś trzymała się od tego z daleka. Szeryf już pewnie o tobie wie,
Alex zniknęła z miasta.
- Alex zniknęła, a mój chłopak od dwóch dni nie daje znaku życia.
- Muszę iść, na lekcje. Strażnictwo, stażnictwem,
ale mam także za zadanie poznawać śmiertelnych.
Odeszła. Po dzisiejszej rozmowie doszedł mi kolejny problem. Szeryf strefy, kto
to do cholery wymyślił! Kolejna osoba która ma mnie zamiar zabić. Miałam
godzinę wolnego, i musiałam wrócić po, zostawiony przeze mnie w kuchni plecak. Zanim dotarłam przed dom,
strasznie się rozpadało. Była to nienaturalnie silna ulewa, podobna do tej
którą dwa tygodnie temu wywołała Olivia, ćwicząc swoje nowe zaklęcie pogodowe.
Nie wypadło do końca tak jak powinno, ale mieliśmy pierwszą od dawna
kilkugodzinną wichurę, z ulewą. Przemokłam zanim doszłam, z parkingu do domu.
Drzwi były otwarte, wiec uniknęłam szukania klucza. Coś było nie tak. Mama była
w domu ,i chyba się z kimś kłóciła.
– To nie moja wina! Mitchellu, nie mogłam nic poradzić! Mitchellu?Mama
po tylu latach rozmawiała, a właściwie kłóciła się z tatą?!
-
Straciliśmy, przez wampiry już jedną córkę! Muszę wyjechać, one obydwie
przyciągały kłopoty, i te…te potwory!
Skąd ona
mogła wiedzieć? Wampiry? Co to miało wspólnego z Hannah?
- Oni zawsze, będą tam gdzie ona! Jeszcze w tym tygodniu wyjedziemy
stąd, twoja nowa rodzina Mitchellu mnie nie interesuje, teraz tylko nasza córka
się liczy!
Wyjazd! To nie wchodziło w rachubę. Mama o wszystkim wiedziała!
Okłamywała mnie! Nic nie rozumiałam, ale nawet bez rozumienia, kłamstwa,
tajemnice, to było coś co spowodowało to jak się poczułam. Nie miałam zamiaru
zostawić kogo kogokolwiek i, wyjechać. Wybiegłam,
trzaskanie drzwi przerwało jej rozmowę. Zrozumiała, że wszystko słyszałam,
krzyknęła coś, ale ja już biegłam przed siebie, nie patrząc w tył. Chcąc być
jak najdalej stąd…
niedziela, 16 marca 2014
Rozdział 13 cz 2
2 cz rodziału 13 Mam nadzieję, że aktywność się poprawi, bo poprzednia część to masakra...Następny w rozdział niedziela (30.03).
Słońce,
świeciło mi idealnie w oczy, tak mocno, że nie mogłam dojrzeć nawet godziny na
zegarku. To był właśnie minus spania naprzeciw wschodniego okna. Zawsze rano
nawet z zaciągniętymi roletami, nie mogłam uporać się ze słońcem. Nareszcie
udało mi się dojrzeć godzinę. O kurczę już dziesiąta! Miałam tylko trzy
godziny. Poleciałam do łazienki, najszybciej jak mogłam z moja zbolałą kostką. Stanęłam, przed szafą, nie wiedząc co
na dziś ubrać. Może ubiorę jeansy i obcisły top? Nie, dziś musiało to być coś
szczególnego. Czarna krótka sukienka na ramiączkach, z ciemnymi różowymi
kwiatami i czarne baleriny, niestety moja kostka nie pozwoliła mi na nic
wyższego. Włosy zostawiłam rozpuszczone przejechałam je tylko kilka razy
szczotką. Podkreśliłam oczy ciemną kreską, oraz usta błyszczykiem. Było trochę
po dwunastej. Zeszłam na dół. Mama przygotowała wszystko idealnie, sama
wyglądała ślicznie. A zapachy z kuchni, rozchodziły się po całym domu.Byłam naprawdę podekscytowana. Mama bardzo się
starała, choć nie wyglądała na zadowoloną.
–
Zaraz przyjedzie, muszę z nim chwile pogadać. Przed domem.
–
Nie myliłam się, czekałam na niego, nie całe dwie minuty, a już z wampirzą
szybkością stał za mną, i obejmował mnie w talii.
– Pięknie wyglądasz. Szepnął mi do
ucha.
– Dziękuje.
–
Czym się tak martwisz? Jesteś strasznie spięta.
– Mama dziwnie się zachowuje,
stara się, wszystko przygotowała, ale nie wygląda na zbyt szczęśliwą.
– Jesteś jej jedyną córką,
może to normalne? Nie mam pojęcia, jak to jest kiedy poznaje się chłopaka
swojej córki.
– Może kiedyś będziesz miał szansę. Złapałam go za rękę i wciągnęłam do
środka.- Przeżyjemy. Szepnęłam, wiedząc że i tak bardzo dobrze usłyszy.
– Mamo jesteśmy! Mama
wyszła z kuchni. A Nick szarmancko podał jej rękę.
– Nicolas
West
- Monica Wather.-
Oficjale początki.- Miło mi Cię poznać!
- Mi panią również. Usiedliśmy w
jadalnio- kuchni. Nick obok mnie, mama naprzeciw nas.
–
Pracujesz gdzieś?
- W studiu tanecznym,
tam się poznaliśmy. A teraz ten fragment w którym trochę na ściemniamy.
– O ile lat jesteś starszy?
- Pięć lat.
Chyba dwieście pięć, ale fakt wyglądał na tylko na mniej więcej pięć lat starszego ode mnie. Musiał
więc zostać przemieniony gdy nie miał nawet dwudziestu czterech lat. Mama
poszła do kuchni.
– Teraz
zobaczymy jak będziesz jadł. Uśmiechnęłam się do niego.
– Mówiłem Ci, dla Ciebie wszystko. Pocałował mnie szybko, zanim mama
zdążyła wrócić ze swoim popisowym spaghetti. Nick z wielkim trudem, dokończył
obiad. Rozmawiał jeszcze trochę z moją mamą. Dochodziła już szesnasta. Mama w
dalszym ciągu nie była zbyt zadowolona, ale nie przejmowałam się tym.
– Muszę już
iść. Dziękuje pani bardzo. Odprowadziłam go do drzwi.
– Przetrwaliśmy!
-
Tak, chociaż nie powiem, żebym czuł się za dobrze. Miałam nadzieję, że go nie
otrułam.
–
Dokąd teraz pójdziesz?
- Chyba
do domu. Chcesz iść ze mną?
- Hymm no nie wiem.
Spojrzał mi w oczy, tak głęboko, że widzi moje najskrytsze myśli. Zdecydowałam
się na wycieczkę do niego. Nikogo, poza nami nie było. Siedziałam w salonie,
kiedy Nicolas był w kuchni. Chyba wiedziałam czemu tam jest. Nigdy nie myślałam
o nim jako o prawdziwym wampirze, pijącym krew. Chociaż on z pewnością ją pił.
Ludzka krew dawała mu ochronę przed światłem i dodawała siły, zwierzęca
pozwalała przetrwać, bez pragnienia z możliwością życia wśród ludzi. Właściwie jakoś specjalnie mnie
to nie odstraszało, wręcz przeciwnie rozumiałam to. Podeszłam do niego, a on w
tym samym momencie odłożył kubek z czerwonym płynem. Wmawiałam sobie, że to
tylko malinowy albo wiśniowy sok
–
Nie musisz go odkładać. Nie przeszkadza mi.
– Wolę jednak Cię nie
straszyć.
– Nie boję się tego. Jak mogłam mu udowodnić, że to w pełni to
akceptuję.
– Mogę Ci to udowodnić! Wpadłam na nie do
końca genialny pomysł, i zanim się rozmyślę postanowiłam go zrealizować. Wzięłam
jego kubek do ręki i zamoczyłam delikatnie wargę w czerwonym soku. Nie smakował
najgorzej, właściwie to był bardzo słodki, cierpki, i intensywny. Może nie
piłam jej jak on, ale na pewno mogłam to zaliczyć do próbowania.
–
Oszalałaś! To ludzka krew.
–
Teraz widzisz, że mi to nie przeszkadza, poza tym oddali ją z własnej woli.
– Ty naprawdę zwariowałaś!- Złapał mnie
za rękę, przyciągając bliżej.- Jest w ogóle coś czego się boisz?
- Tak, ale na pewno nie przy
tobie. Pocałowałam go, czując jeszcze w ustach słodką krew. Oparł mnie o blat,
nawet przez chwilę nie rozłączając naszych warg. Czas się dla nas zatrzymał. Nadal
się całując, usiedliśmy na kanapie w salonie.
–
Czy picie krwi bezpośrednio od człowieka, go zabiję?
- Jeśli potrafi się być opanowanym i nie chce
się zrobić tej osobie krzywdy.
– A ty
potrafisz?
- Nie wiem, ale czy to ważne. Kolejny genialny pomysł, na który zapewne
się nie zgodzi. Próbować zawsze warto!
- Chcę…żebyś, napił się ode mnie! Czar prysł. Odsunął się i spojrzał na
mnie, jak na prawdziwą wariatkę.
– Wow!
- Wow chcesz, czy wow nie?
- Nie mogę
powiedzieć, że nie chce, ale to zbyt niebezpieczne.
–
Wszystko jest niebezpieczne! Ufam ci i chcę tego. Zsunęłam, ramiączka sukienki.
Trochę się denerwowałam, widząc jego głodne spojrzenie, ale i tak chciałam by
połączyło nas coś nowego, czego jeszcze nie próbowaliśmy. Oparłam się o
poduszkę. On bardzo szybko znów przysunął się do mnie. Czułam jego zimny
oddech. Pocałował mnie, po czym zaczął zjeżdżać niżej, lekko pociągając swoimi
ustami za moją dolną wargę. Całował mnie po policzku, aż szyi na zmianę czasem
dotykając lekko ust.
– Jesteś
pewna?- Szepnął. Nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Kiwnęłam głową.
Przycisnął mnie do siebie, wbijając smukłe palce w mój kręgosłup. Przejechał
wilgotnymi wargami po mojej szyi odnajdując żyłę, wyczuwając językiem silny
puls. Łaskotanie zmieniło się w lekkie ukłucie, a ono w dwa małe piekące
miejsca, coraz bardziej bolące. Mimo wszystko odprężyłam się. Po między mną a
Nickiem tworzyła się wież, coraz silniejsza, czułam jego energie, rosnącą siłę.
Byłam głęboko w nim, w jego sercu, gdzieś gdzie w inny sposób bym się nie
znalazła. Wszystkie uczucia totalnie różniły się od tych które znałam. Hipnotyczne spojrzenie,
magnetyzujący każdy dotyk, nic nie równało się z tym. Byliśmy jednością, moja
krew była w nim. Jedna krew, jedna dusza w dwóch ciałach. Wszystko słabło,
wyczerpywało, kończyło się, choć ja tak bardzo nie chciałam, żeby to się
skończyło. Przycisnęłam go bardziej do siebie. Koniec, przez chwilę żadnych
emocji, żadnych uczuć. Pustka. Dopiero kiedy dwie ranki zaczęły dawać o sobie
znać, oprzytomniałam. Oswobodziłam się z uścisku Nicka, i oparłam się na
kanapie obok niego.
– Jak się
czujesz?
–
Niesamowicie!-Szybko się zregenerowałam, byłam silna, energiczna i…szczęśliwa. .
- A ty?
- Dobrze.
–
Dobrze?! Tylko, zwyczajne dobrze? Czy ty czułeś w ogóle to co ja? Więź,
połączenie, to było coś nieprawdopodobnego.
– Czułem, tylko to było…nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, nie tak
silnie! Powinnaś być zmęczona, wyczerpana. To dało ci chyba prawie tyle samo
energii co mi?!
- To chyba, dobrze?
- Tak, dobrze. Przytulił mnie. Jego zachowanie było zdecydowanie nienormalne. Coś było nie
tak.
niedziela, 2 marca 2014
Rozdział 13. Cz. 1.
Nowy rozdział, nadal w klimacie lajtowym, romantycznym (jutro do szkoły po feriach to trzeba...). Kolejny nietypowy fakt (no bo mam nadzieje, że nikt się nie spodziewał, zobaczycie czego!) Zdradzę, że do tego wątku wrócę póżniej, ale należy pamiętać...w pierwszym fragmencie, jest mała podpowiedz (nie liczcie na szybkie rozwiązania, ...to zdecydowanie nie u mnie...). Nie wiem co by jeszcze napisać, pozdrawiam wszystkich czytających (zwłaszcza moją kochaną Sarę, która co dzień słyszy...czytałaś?..co myślisz? Dziękuje Ci za cierpliwość!). Dziękuje za każdy komentarz...mam nadzieję, że będzie ich dalej coraz więcej! A no i zapomniałabym 2 cz rozdziały (wydaje mi się, że 2 cz króciutka ;P ), będzie w sobotę (jeśli nie zmienią mi się plany bo to weekend przed moimi urodzinami, które oczywiście w poniedziałek...15.03..)
Zaginiona, bratnia dusza.
Siedziałam
przy oknie rozmyślając, o wszystkich zmianach które nastąpiły w moim życiu.
Zakochałam się, przeprowadziłam, poznałam nowych ludzi, straciłam najlepszą
przyjaciółkę, zyskując nową. Tyle rzeczy w tak krótkim czasie! Z kuchni
zawołała mnie mama.
– Hej, mamo. Co się dzieje?
- Tata dzwonił.-Mama miała
strasznie zły humor, wyglądała wręcz na zrozpaczoną.-Chciał żebym Ci
przekazała…dziś urodziła ci się siostrzyczka!
To był prawdziwy szok, nie
spodziewałam się czegoś takiego. Przy tacie często kręciły się młode, ładne kobiety, ale żeby dziecko! Musiałam z nim pogadać, i chyba przypomnieć o
antykoncepcji. Zostałam starsza siostrą! Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, chociaż zawsze chciałam mieć rodzeństwo, właściwie kiedyś nawet miałam. To pewnie było
to co zabolało najbardziej mamę. Chociaż tata nie obwiniał się tak jak ona, to
tak naprawdę obydwoje stracili dziecko. Miałyśmy po pięć lat, a pamiętam to
jakby to wydarzyło się wczoraj. Byłyśmy z mamą na placu zabaw, bawiłyśmy się a
ona, po prostu zniknęła. Pięciolatka rozpłynęła się w powietrzu. Żadnego listu
od porywacza, nikt jej nie widział, monitoring na akurat ten jedne dzień nie
działał. Jedyną osobą która wydała mi się dziwna, nie pasująca do otoczenia
pełnego rodziców, i ich dzieci, była młoda kobieta. Bardzo piękna, ubrana w
ciemne jeansy, ciemny płaszcz, i błyszczące lakierowane szpilki. Pamiętam ją,
to jak patrzyła na Hannah. Niestety kiedy opowiedziałam to policji sprawdzili,
pytali innych, ale nikt nie widział żadnej kobiety! Byłam dzieckiem, minęło
dwanaście lat, ale, i tak to nie mógł
być wymysł, nie mogło mi się przewidzieć. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach,
namyśl o Hann, czułam się bardzo źle. Wytarłam oczy, zmyłam spływający tusz, i
nie chcąc już myśleć o mojej malutkiej siostrze, po której został mi tylko mała
bransoletka, z zawieszką, połówką serca
z wygrawerowanym kwiatem dzikiej róży. Drugą połowę serca miała ona, moja
bratnia dusza. Nadal przyglądając się bransoletce, uznałam, że gdzieś już
widziałam taki sam kwiat róży. Próbując sobie przypomnieć, zasnęłam.
-Annie, co
Cię boli? Chyba z pięć osób pochylało się
nade mną, zadając to pytanie.
– Co się stało?
Hymm znałam ten słodki, delikatny głos, tym razem z nutką strachu. Nick! Miałam
ochotę krzyczeć, ale nie czułam się na tyle silna, leżałam bezwładnie na
podłodze.
–
Upadła, nie rozwaliła sobie głowy, ale kostka puchnie coraz bardziej, i
straciła z nami kontakt.
Przecież
ich słyszę? Wystarczy, że coś powiem, wydam jakiś dźwięk. Cholera chyba nadal
mnie nie słyszą, przecież krzyczę! Nicky pochylił się nade mną.
– Słyszysz
mnie?.- Ta czułość w jego głosie.- Annie?! Udało mi się kiwnęłam głową.
– Wszystko ze mną w
porządku. Mówiłam ciszej niż myślałam.
–
Zabiorę ją na górę, potem pojedziemy do szpitala.
– Do jakiego szpitala?! Nie
chcę do szpitala, nic mi nie jest! Usiłował mnie podnieść, chciałam mu wiec
pokazać, że nic mi nie jest. Nie udało mi się, wylądowałam w jego ramionach.
Czułam jak wychodzimy z sali, idziemy po schodach na górę. Położył mnie na
miękkiej kanapie, i przyłożył zimny okład do kostki.
– Lepiej
ci?
- Od początku czuje się dobrze. Usiadłam, na kanapie i zdałam sobie
sprawę, że po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy się spotykać, byłam w jego
mieszkaniu. Mało tego w jego sypialni!
-
Pojedziemy zaraz do szpitala. Pocałował mnie w czubek głowy.
–
Nie chcę! Wszystko dobrze, jesteś przy mnie.- Przytuliłam się do niego.- Nie
potrzebuje niczego więcej.
– Mogłaś
mieć wstrząs mózgu, kostka też nie wygląda najlepiej. Dopiero, teraz zaczęłam
się przyglądać jak wygląda jego pokój. Duże łózko z mnóstwem poduszek, szafa,
kanapa na której się znajdowaliśmy, mała biblioteczka. Wszystko było z
ciemnego drewna, wszystko było w kolorze ziemistym i ciemnym zielonym. Pokój
był piękny i wielki. Nie mogłam doczekać się zobaczenia reszty domu.
– Nareszcie jestem w
twoim pokoju! Zazwyczaj kiedy nie było mojej mamy, bywaliśmy u mnie, w studiu,
lub spacerowaliśmy po mieście.
– Chcesz
zobaczyć resztę mieszkania?
- Pewnie!
Podniosłam się z kanapy najżwawiej jak mogłam. Wszystko było takie nowoczesne,
salon połączony z salonem, dwie wielkie łazienki.
– Tu jest pokój Alex,
a tu Veronicki. Pokój
Alex były zaraz obok pokoju Nicka.
– Nie podoba mi się, że mieszka tak blisko Ciebie. Udawałam
obrażoną.
–
Chyba nie jesteś zazdrosna?
- Ależ skądże, nie
przeszkadza mi fakt, że mój przystojny chłopak mieszka obok, pięknej,
wampirzycy. Jak mogło ci to przyjść do głowy.
– Ty jesteś dla
mnie najpiękniejsza i najlepsza! -Pocałował mnie delikatnie.- A teraz zawiozę
Cię do szpitala. Wiedziałam, że z nim nie wygram i po chwili byłam już w aucie.
Oczywiście mój nad opiekuńczy ukochany nie pozwolił mi prowadzić. Od naszej
pierwszej jazdy, i miałam nadzieję, że ostatniej, jego zdolności jako kierowcy,
znacznie się poprawiły. Zaczął przestrzegać przepisy, prawie nie przekraczał
prędkości...ogólnie bardzo mnie zaskoczył!
W szpitalu
był straszny tłok, czekaliśmy już drugą godzinę w poczekalni na wyniki
prześwietlenia mojej coraz bardziej spuchniętej kostki.
- Annie Wather,
zawołał lekarz z jednego z wielu gabinetów. Nick pomógł mi wstać, z twardego,
plastikowego krzesła, i dojść do gabinetu.
– Z głową wszystko w
porządku, kostka skręcona nie ma żadnych na tyle poważnych urazów, abym musiał
zostawić Cię tu na noc.-Uh odetchnęłam z ulgą, kiedy lekarz recytował każde
zadnie, powoli, i spokojnie. Wyglądał na może czterdzieści lat, włosy lekko
posiwiałe upięte miał w kucyk, a grube jak denka od szklanej butelki coca-coli
okulary zsuwały mu się przez co, cały czas musiał je poprawiać.
- Następnym
razem, musisz bardziej uważać, i na kilka tygodni, zrobić sobie przerwę od
wszelkich sportów i wysiłków fizycznych.
– Dziękuje, panie doktorze.
Uśmiechnęłam się, z radości, że po dwóch godzinach w końcu mogę stąd wyjść.
Wzięłam jakieś papiery, i na reszcie znalazłam się w aucie. Całe szczęście, że
nikt nie zawiadomił mamy, musiałaby bez potrzeby przyjechać.
–
Mówiłam Ci, że nic mi nie było. Pomachałam mu papierami, i wynikami przed
nosem.
– Zawsze lepiej sprawdzić. Jadąc podśpiewywałam piosenki z radia, oraz
rozmawiałam o tym jak śmiesznie musiał wyglądać mój upadek, z ponad
pięciominutowe leżenie bez ruchu na parkiecie. Do domu dojechałam w niecałe pół
godziny.
– Do domu dojdę sama, mama pewnie już jest.
– Jest, i chyba zaczęła
się martwić. No tak przecież to oczywiste, że mój chłopak, będzie tak dobrze
słyszał, z takiej odległości.
– Jesteśmy już
razem prawie pół roku.- Pół roku minęło tak szybko.- Cały czas, przychodzisz do
mnie kiedy nie ma mamy. Może to idealny moment, aby w końcu Cię poznała?
- Jesteś tego pewna? W jego oczach widać było wielką radość.
– Na sto procent! Może jutro do nas
wpadniesz na obiad? Dasz radę zjeść coś ,,normalnego”?
- Dla Ciebie tak.
Przytulił mnie, i pocałował w policzek.
– Musisz iść, twoja mama coraz
bardziej zaczyna się martwić.
–
Nie chce, od Ciebie odchodzić. Wtuliłam się w niego mocniej.
– Ja
też nie chce ale już czas. Zanim odszedł, złożył na moich ustach szybki, słodki
pocałunek
– Mamo?
- Och
nareszcie jesteś! Co ci się stało w nogę?
- A to nic poważnego, mały wypadek. Chciałam
powiedzieć ci coś ważnego.
– Co, skarbie?
- Chciałabym ci jutro kogoś przedstawić.
– Kogo? Mama była coraz
bardziej zainteresowana.
–
Mojego...- wzięłam głęboki wdech- chłopaka!
- Wow, nie
spodziewałam się.
–
Duże zaskoczenie, wiem. Może przyjść jutro do nas na obiad?
- Pewnie.
– Dzięki
mamo na pewno go polubisz. A teraz idę się chwile pouczyć i położyć. Byłam
strasznie, zmęczona i śpiąca, nie zdążyłam się nawet pouczyć, tak szybko po
kąpieli zasnęłam. Zdążyłam napisać tylko sms do Nickiego.
Przyjedź jutro o 13, będę
czekać. Annie.
CDN.
Subskrybuj:
Posty (Atom)