niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 13. Cz. 1.

Nowy rozdział, nadal w klimacie lajtowym, romantycznym (jutro do szkoły po feriach to trzeba...). Kolejny nietypowy fakt (no bo mam nadzieje, że nikt się nie spodziewał, zobaczycie czego!) Zdradzę, że do tego wątku wrócę póżniej, ale należy pamiętać...w pierwszym fragmencie, jest mała podpowiedz (nie liczcie na szybkie rozwiązania, ...to zdecydowanie nie u mnie...).  Nie wiem co by jeszcze napisać, pozdrawiam wszystkich czytających (zwłaszcza moją kochaną Sarę, która co dzień słyszy...czytałaś?..co myślisz? Dziękuje Ci za cierpliwość!). Dziękuje za każdy komentarz...mam nadzieję, że będzie ich dalej coraz więcej! A no i zapomniałabym 2 cz rozdziały (wydaje mi się, że 2 cz króciutka ;P ), będzie w sobotę (jeśli nie zmienią mi się plany bo to weekend przed moimi urodzinami, które oczywiście w poniedziałek...15.03..)


Zaginiona, bratnia dusza. 

Siedziałam przy oknie rozmyślając, o wszystkich zmianach które nastąpiły w moim życiu. Zakochałam się, przeprowadziłam, poznałam nowych ludzi, straciłam najlepszą przyjaciółkę, zyskując nową. Tyle rzeczy w tak krótkim czasie! Z kuchni zawołała mnie mama.                                                                                         
– Hej, mamo. Co się dzieje?                                                                                                                        

- Tata dzwonił.-Mama miała strasznie zły humor, wyglądała wręcz na zrozpaczoną.-Chciał żebym Ci przekazała…dziś urodziła ci się siostrzyczka!                                                                                               

To był prawdziwy szok, nie spodziewałam się czegoś takiego. Przy tacie często kręciły się młode, ładne kobiety, ale żeby dziecko! Musiałam z nim pogadać, i chyba przypomnieć o antykoncepcji. Zostałam starsza siostrą! Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, chociaż zawsze chciałam mieć rodzeństwo, właściwie kiedyś nawet miałam. To pewnie było to co zabolało najbardziej mamę. Chociaż tata nie obwiniał się tak jak ona, to tak naprawdę obydwoje stracili dziecko. Miałyśmy po pięć lat, a pamiętam to jakby to wydarzyło się wczoraj. Byłyśmy z mamą na placu zabaw, bawiłyśmy się a ona, po prostu zniknęła. Pięciolatka rozpłynęła się w powietrzu. Żadnego listu od porywacza, nikt jej nie widział, monitoring na akurat ten jedne dzień nie działał. Jedyną osobą która wydała mi się dziwna, nie pasująca do otoczenia pełnego rodziców, i ich dzieci, była młoda kobieta. Bardzo piękna, ubrana w ciemne jeansy, ciemny płaszcz, i błyszczące lakierowane szpilki. Pamiętam ją, to jak patrzyła na Hannah. Niestety kiedy opowiedziałam to policji sprawdzili, pytali innych, ale nikt nie widział żadnej kobiety! Byłam dzieckiem, minęło dwanaście  lat, ale, i tak to nie mógł być wymysł, nie mogło mi się przewidzieć. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, namyśl o Hann, czułam się bardzo źle. Wytarłam oczy, zmyłam spływający tusz, i nie chcąc już myśleć o mojej malutkiej siostrze, po której został mi tylko mała bransoletka, z zawieszką, połówką  serca z wygrawerowanym kwiatem dzikiej róży. Drugą połowę serca miała ona, moja bratnia dusza. Nadal przyglądając się bransoletce, uznałam, że gdzieś już widziałam taki sam kwiat róży. Próbując sobie przypomnieć, zasnęłam. 




-Annie, co Cię boli? Chyba z pięć osób pochylało się  nade mną, zadając to pytanie.                                     
 – Co się stało? Hymm znałam ten słodki, delikatny głos, tym razem z nutką strachu. Nick! Miałam ochotę krzyczeć, ale nie czułam się na tyle silna, leżałam bezwładnie na podłodze.                                                     
– Upadła, nie rozwaliła sobie głowy, ale kostka puchnie coraz bardziej, i straciła z nami kontakt.            

Przecież ich słyszę? Wystarczy, że coś powiem, wydam jakiś dźwięk. Cholera chyba nadal mnie nie słyszą, przecież krzyczę! Nicky pochylił się nade mną.                                                                                               
– Słyszysz mnie?.- Ta czułość w jego głosie.- Annie?!  Udało mi się kiwnęłam głową.                                      
– Wszystko ze mną w porządku. Mówiłam ciszej niż myślałam.                                                                    

– Zabiorę ją na górę, potem pojedziemy do szpitala.                                                                                   

– Do jakiego szpitala?! Nie chcę do szpitala, nic mi nie jest! Usiłował  mnie podnieść, chciałam mu wiec pokazać, że nic mi nie jest. Nie udało mi się, wylądowałam w jego ramionach. Czułam jak wychodzimy z sali, idziemy po schodach na górę. Położył mnie na miękkiej kanapie, i przyłożył zimny okład do kostki.                                         
– Lepiej ci?                                         

- Od początku czuje się dobrze. Usiadłam, na kanapie i zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy się spotykać, byłam w jego mieszkaniu. Mało tego w jego sypialni!                                            

 - Pojedziemy zaraz do szpitala. Pocałował mnie w czubek głowy.                                                               

– Nie chcę! Wszystko dobrze, jesteś przy mnie.- Przytuliłam się do niego.- Nie potrzebuje niczego więcej.       

– Mogłaś mieć wstrząs mózgu, kostka też nie wygląda najlepiej. Dopiero, teraz zaczęłam się przyglądać jak wygląda jego pokój. Duże łózko z mnóstwem poduszek, szafa, kanapa na której się znajdowaliśmy,  mała biblioteczka. Wszystko było z ciemnego drewna, wszystko było w kolorze ziemistym i ciemnym zielonym. Pokój był piękny i wielki. Nie mogłam doczekać się zobaczenia reszty domu.                            

– Nareszcie jestem w twoim pokoju! Zazwyczaj kiedy nie było mojej mamy, bywaliśmy u mnie, w studiu, lub spacerowaliśmy po mieście.                                  

– Chcesz zobaczyć resztę mieszkania?                            

- Pewnie! Podniosłam się z kanapy najżwawiej jak mogłam. Wszystko było takie nowoczesne, salon połączony z salonem, dwie wielkie łazienki.                          

– Tu jest pokój Alex, a tu Veronicki. Pokój Alex były zaraz obok pokoju Nicka.                                               

– Nie podoba mi się, że mieszka tak blisko Ciebie. Udawałam obrażoną.                              

– Chyba nie jesteś zazdrosna?                       

- Ależ skądże, nie przeszkadza mi fakt, że mój przystojny chłopak mieszka obok, pięknej, wampirzycy. Jak mogło ci to przyjść do głowy.                                            

– Ty jesteś dla mnie najpiękniejsza i najlepsza! -Pocałował mnie delikatnie.- A teraz zawiozę Cię do szpitala. Wiedziałam, że z nim nie wygram i po chwili byłam już w aucie. Oczywiście mój nad opiekuńczy ukochany nie pozwolił mi prowadzić. Od naszej pierwszej jazdy, i miałam nadzieję, że ostatniej, jego zdolności jako kierowcy, znacznie się poprawiły. Zaczął przestrzegać przepisy, prawie nie przekraczał prędkości...ogólnie bardzo mnie zaskoczył!         


W szpitalu był straszny tłok, czekaliśmy już drugą godzinę w poczekalni na wyniki prześwietlenia mojej coraz bardziej spuchniętej kostki.                               

- Annie Wather, zawołał lekarz z jednego z wielu gabinetów. Nick pomógł mi wstać, z twardego, plastikowego krzesła, i dojść do gabinetu.                      

– Z głową wszystko w porządku, kostka skręcona nie ma żadnych na tyle poważnych urazów, abym musiał zostawić Cię tu na noc.-Uh odetchnęłam z ulgą, kiedy lekarz recytował każde zadnie, powoli, i spokojnie. Wyglądał na może czterdzieści lat, włosy lekko posiwiałe upięte miał w kucyk, a grube jak denka od szklanej butelki coca-coli okulary zsuwały mu się przez co, cały czas musiał je poprawiać.

- Następnym razem, musisz bardziej uważać, i na kilka tygodni, zrobić sobie przerwę od wszelkich sportów i wysiłków fizycznych.                          

– Dziękuje, panie doktorze. Uśmiechnęłam się, z radości, że po dwóch godzinach w końcu mogę stąd wyjść. Wzięłam jakieś papiery, i na reszcie znalazłam się w aucie. Całe szczęście, że nikt nie zawiadomił mamy, musiałaby bez potrzeby przyjechać.                                        

– Mówiłam Ci, że nic mi nie było. Pomachałam mu papierami, i wynikami przed nosem.                                          

– Zawsze lepiej sprawdzić. Jadąc podśpiewywałam piosenki z radia, oraz rozmawiałam o tym jak śmiesznie musiał wyglądać mój upadek, z ponad pięciominutowe leżenie bez ruchu na parkiecie. Do domu dojechałam w niecałe pół godziny.                                         

– Do domu dojdę sama, mama pewnie już jest.                          

 – Jest, i chyba zaczęła się martwić. No tak przecież to oczywiste, że mój chłopak, będzie tak dobrze słyszał, z takiej odległości.                                 

– Jesteśmy już razem prawie pół roku.- Pół roku minęło tak szybko.- Cały czas, przychodzisz do mnie kiedy nie ma mamy. Może to idealny moment, aby w końcu Cię poznała?                                                  

- Jesteś tego pewna? W jego oczach widać było wielką radość.                                                    

– Na sto procent! Może jutro do nas wpadniesz na obiad? Dasz radę zjeść coś ,,normalnego”?                            

- Dla Ciebie tak. Przytulił mnie, i pocałował w policzek.               

– Musisz iść, twoja mama coraz bardziej zaczyna się martwić.                                                

– Nie chce, od Ciebie odchodzić. Wtuliłam się w niego mocniej.                                         

– Ja też nie chce ale już czas. Zanim odszedł, złożył na moich ustach szybki, słodki pocałunek 

– Mamo?                                        

- Och nareszcie jesteś! Co ci się stało w nogę?                    

- A to nic poważnego, mały wypadek. Chciałam powiedzieć ci coś ważnego.                                

– Co, skarbie?                                                               

- Chciałabym ci jutro kogoś przedstawić.                        

– Kogo? Mama była coraz bardziej zainteresowana.              

– Mojego...- wzięłam głęboki wdech- chłopaka!                          

- Wow, nie spodziewałam się.                                            

– Duże zaskoczenie, wiem. Może przyjść jutro do nas na obiad?                                                  

- Pewnie.                                                    

– Dzięki mamo na pewno go polubisz. A teraz idę się chwile pouczyć i położyć.                                             Byłam strasznie, zmęczona i śpiąca, nie zdążyłam się nawet pouczyć, tak szybko po kąpieli zasnęłam. Zdążyłam napisać tylko sms do Nickiego.                  
Przyjedź jutro o 13, będę czekać. Annie.       
CDN.                         

2 komentarze:

  1. Biedna Annie... Musi jej być teraz bardzo ciężko... Ale dobrze, że ma przyjaciela. Notka świetna! Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :D Na obu moich blogach pojawiły się nowe rozdziały. Zapraszam.
    delena-different-love.blogspot.com
    klaroline-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń