Zaginiona, bratnia dusza.
Siedziałam
przy oknie rozmyślając, o wszystkich zmianach które nastąpiły w moim życiu.
Zakochałam się, przeprowadziłam, poznałam nowych ludzi, straciłam najlepszą
przyjaciółkę, zyskując nową. Tyle rzeczy w tak krótkim czasie! Z kuchni
zawołała mnie mama.
– Hej, mamo. Co się dzieje?
- Tata dzwonił.-Mama miała
strasznie zły humor, wyglądała wręcz na zrozpaczoną.-Chciał żebym Ci
przekazała…dziś urodziła ci się siostrzyczka!
To był prawdziwy szok, nie
spodziewałam się czegoś takiego. Przy tacie często kręciły się młode, ładne kobiety, ale żeby dziecko! Musiałam z nim pogadać, i chyba przypomnieć o
antykoncepcji. Zostałam starsza siostrą! Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, chociaż zawsze chciałam mieć rodzeństwo, właściwie kiedyś nawet miałam. To pewnie było
to co zabolało najbardziej mamę. Chociaż tata nie obwiniał się tak jak ona, to
tak naprawdę obydwoje stracili dziecko. Miałyśmy po pięć lat, a pamiętam to
jakby to wydarzyło się wczoraj. Byłyśmy z mamą na placu zabaw, bawiłyśmy się a
ona, po prostu zniknęła. Pięciolatka rozpłynęła się w powietrzu. Żadnego listu
od porywacza, nikt jej nie widział, monitoring na akurat ten jedne dzień nie
działał. Jedyną osobą która wydała mi się dziwna, nie pasująca do otoczenia
pełnego rodziców, i ich dzieci, była młoda kobieta. Bardzo piękna, ubrana w
ciemne jeansy, ciemny płaszcz, i błyszczące lakierowane szpilki. Pamiętam ją,
to jak patrzyła na Hannah. Niestety kiedy opowiedziałam to policji sprawdzili,
pytali innych, ale nikt nie widział żadnej kobiety! Byłam dzieckiem, minęło
dwanaście lat, ale, i tak to nie mógł
być wymysł, nie mogło mi się przewidzieć. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach,
namyśl o Hann, czułam się bardzo źle. Wytarłam oczy, zmyłam spływający tusz, i
nie chcąc już myśleć o mojej malutkiej siostrze, po której został mi tylko mała
bransoletka, z zawieszką, połówką serca
z wygrawerowanym kwiatem dzikiej róży. Drugą połowę serca miała ona, moja
bratnia dusza. Nadal przyglądając się bransoletce, uznałam, że gdzieś już
widziałam taki sam kwiat róży. Próbując sobie przypomnieć, zasnęłam.
-Annie, co
Cię boli? Chyba z pięć osób pochylało się
nade mną, zadając to pytanie.
– Co się stało?
Hymm znałam ten słodki, delikatny głos, tym razem z nutką strachu. Nick! Miałam
ochotę krzyczeć, ale nie czułam się na tyle silna, leżałam bezwładnie na
podłodze.
–
Upadła, nie rozwaliła sobie głowy, ale kostka puchnie coraz bardziej, i
straciła z nami kontakt.
Przecież
ich słyszę? Wystarczy, że coś powiem, wydam jakiś dźwięk. Cholera chyba nadal
mnie nie słyszą, przecież krzyczę! Nicky pochylił się nade mną.
– Słyszysz
mnie?.- Ta czułość w jego głosie.- Annie?! Udało mi się kiwnęłam głową.
– Wszystko ze mną w
porządku. Mówiłam ciszej niż myślałam.
–
Zabiorę ją na górę, potem pojedziemy do szpitala.
– Do jakiego szpitala?! Nie
chcę do szpitala, nic mi nie jest! Usiłował mnie podnieść, chciałam mu wiec
pokazać, że nic mi nie jest. Nie udało mi się, wylądowałam w jego ramionach.
Czułam jak wychodzimy z sali, idziemy po schodach na górę. Położył mnie na
miękkiej kanapie, i przyłożył zimny okład do kostki.
– Lepiej
ci?
- Od początku czuje się dobrze. Usiadłam, na kanapie i zdałam sobie
sprawę, że po raz pierwszy, odkąd zaczęliśmy się spotykać, byłam w jego
mieszkaniu. Mało tego w jego sypialni!
-
Pojedziemy zaraz do szpitala. Pocałował mnie w czubek głowy.
–
Nie chcę! Wszystko dobrze, jesteś przy mnie.- Przytuliłam się do niego.- Nie
potrzebuje niczego więcej.
– Mogłaś
mieć wstrząs mózgu, kostka też nie wygląda najlepiej. Dopiero, teraz zaczęłam
się przyglądać jak wygląda jego pokój. Duże łózko z mnóstwem poduszek, szafa,
kanapa na której się znajdowaliśmy, mała biblioteczka. Wszystko było z
ciemnego drewna, wszystko było w kolorze ziemistym i ciemnym zielonym. Pokój
był piękny i wielki. Nie mogłam doczekać się zobaczenia reszty domu.
– Nareszcie jestem w
twoim pokoju! Zazwyczaj kiedy nie było mojej mamy, bywaliśmy u mnie, w studiu,
lub spacerowaliśmy po mieście.
– Chcesz
zobaczyć resztę mieszkania?
- Pewnie!
Podniosłam się z kanapy najżwawiej jak mogłam. Wszystko było takie nowoczesne,
salon połączony z salonem, dwie wielkie łazienki.
– Tu jest pokój Alex,
a tu Veronicki. Pokój
Alex były zaraz obok pokoju Nicka.
– Nie podoba mi się, że mieszka tak blisko Ciebie. Udawałam
obrażoną.
–
Chyba nie jesteś zazdrosna?
- Ależ skądże, nie
przeszkadza mi fakt, że mój przystojny chłopak mieszka obok, pięknej,
wampirzycy. Jak mogło ci to przyjść do głowy.
– Ty jesteś dla
mnie najpiękniejsza i najlepsza! -Pocałował mnie delikatnie.- A teraz zawiozę
Cię do szpitala. Wiedziałam, że z nim nie wygram i po chwili byłam już w aucie.
Oczywiście mój nad opiekuńczy ukochany nie pozwolił mi prowadzić. Od naszej
pierwszej jazdy, i miałam nadzieję, że ostatniej, jego zdolności jako kierowcy,
znacznie się poprawiły. Zaczął przestrzegać przepisy, prawie nie przekraczał
prędkości...ogólnie bardzo mnie zaskoczył!
W szpitalu
był straszny tłok, czekaliśmy już drugą godzinę w poczekalni na wyniki
prześwietlenia mojej coraz bardziej spuchniętej kostki.
- Annie Wather,
zawołał lekarz z jednego z wielu gabinetów. Nick pomógł mi wstać, z twardego,
plastikowego krzesła, i dojść do gabinetu.
– Z głową wszystko w
porządku, kostka skręcona nie ma żadnych na tyle poważnych urazów, abym musiał
zostawić Cię tu na noc.-Uh odetchnęłam z ulgą, kiedy lekarz recytował każde
zadnie, powoli, i spokojnie. Wyglądał na może czterdzieści lat, włosy lekko
posiwiałe upięte miał w kucyk, a grube jak denka od szklanej butelki coca-coli
okulary zsuwały mu się przez co, cały czas musiał je poprawiać.
- Następnym
razem, musisz bardziej uważać, i na kilka tygodni, zrobić sobie przerwę od
wszelkich sportów i wysiłków fizycznych.
– Dziękuje, panie doktorze.
Uśmiechnęłam się, z radości, że po dwóch godzinach w końcu mogę stąd wyjść.
Wzięłam jakieś papiery, i na reszcie znalazłam się w aucie. Całe szczęście, że
nikt nie zawiadomił mamy, musiałaby bez potrzeby przyjechać.
–
Mówiłam Ci, że nic mi nie było. Pomachałam mu papierami, i wynikami przed
nosem.
– Zawsze lepiej sprawdzić. Jadąc podśpiewywałam piosenki z radia, oraz
rozmawiałam o tym jak śmiesznie musiał wyglądać mój upadek, z ponad
pięciominutowe leżenie bez ruchu na parkiecie. Do domu dojechałam w niecałe pół
godziny.
– Do domu dojdę sama, mama pewnie już jest.
– Jest, i chyba zaczęła
się martwić. No tak przecież to oczywiste, że mój chłopak, będzie tak dobrze
słyszał, z takiej odległości.
– Jesteśmy już
razem prawie pół roku.- Pół roku minęło tak szybko.- Cały czas, przychodzisz do
mnie kiedy nie ma mamy. Może to idealny moment, aby w końcu Cię poznała?
- Jesteś tego pewna? W jego oczach widać było wielką radość.
– Na sto procent! Może jutro do nas
wpadniesz na obiad? Dasz radę zjeść coś ,,normalnego”?
- Dla Ciebie tak.
Przytulił mnie, i pocałował w policzek.
– Musisz iść, twoja mama coraz
bardziej zaczyna się martwić.
–
Nie chce, od Ciebie odchodzić. Wtuliłam się w niego mocniej.
– Ja
też nie chce ale już czas. Zanim odszedł, złożył na moich ustach szybki, słodki
pocałunek
– Mamo?
- Och
nareszcie jesteś! Co ci się stało w nogę?
- A to nic poważnego, mały wypadek. Chciałam
powiedzieć ci coś ważnego.
– Co, skarbie?
- Chciałabym ci jutro kogoś przedstawić.
– Kogo? Mama była coraz
bardziej zainteresowana.
–
Mojego...- wzięłam głęboki wdech- chłopaka!
- Wow, nie
spodziewałam się.
–
Duże zaskoczenie, wiem. Może przyjść jutro do nas na obiad?
- Pewnie.
– Dzięki
mamo na pewno go polubisz. A teraz idę się chwile pouczyć i położyć. Byłam
strasznie, zmęczona i śpiąca, nie zdążyłam się nawet pouczyć, tak szybko po
kąpieli zasnęłam. Zdążyłam napisać tylko sms do Nickiego.
Przyjedź jutro o 13, będę
czekać. Annie.
CDN.
Biedna Annie... Musi jej być teraz bardzo ciężko... Ale dobrze, że ma przyjaciela. Notka świetna! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńHej :D Na obu moich blogach pojawiły się nowe rozdziały. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńdelena-different-love.blogspot.com
klaroline-love.blogspot.com