Kolejny rozdział...zaczyna się coś dziać!!! Może trochę krótki... Kolejny za ok. 2 tyg! To już 2 rozdział po reaktywacji, niestety aktywność nadal bardzo słaba, dalej będę pisać w komentarzach na blogach wcześniej komentujących (także nowych blogów które zacznę czytać i wgl) Osoby które nie chcą informacji w komentarzach, proszę pisać! Mam nadzieję, że będzie się podobać!! Miłego czytania!
Rozdział XV
Okłamywana, topiona, porwana.
Oparłam się o drzewo. Teraz mocniej czułam łzy, które wraz z dużą warstwą tuszu, spływały mi po policzkach , kapiąc na brudną, i poszarpaną przez krzaki bluzę. Byłam spragniona, przemoknięta, oraz zmęczona. Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa! Musiałam odpocząć, chociaż na chwilę. Biegłam przed siebie kilkanaście, może kilkadziesiąt minut.Bez wytchnienia, chcąc się rozpłynąć, zagubić w biegu. Zniknąć. Skraj lasu, na obrzeżach miasteczka, był idealny na odpoczynek. Dobiegłam już tak daleko ,a nadal nic nie wymyśliłam, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Jedyne czego byłam pewna to, że szybko nie wrócę do domu. W ogóle nie chciałam wracać.Chciałam znaleźć Nicka, opowiedzieć mu o wszystkim. Poprosiłabym go aby mnie stąd zabrał, wyjechalibyśmy daleko. Tylko ja, i on. Zero kłamstw, tajemnic, śmierci, wrogów.Usiadłam na kupce wilgotnego mchu, który otaczał całą część lasu aż do jeziora, znajdującego się kilka metrów od granicy lasu. Po ulewie, wszystko było mokre, krople spływały po wielkich liściach. Położyłam się na mokrym podłożu, czując, pod sobą wbijające się kawałki starej kory. Widziałam, błękitne niebo, korony zielonych drzew. Cisza powodowała u mnie nadmierny, i dość dziwny po takim przypływie adrenaliny, oraz nerwów, spokój. Mimo strasznego zimna zaczęłam zasypiać. Jeden, dwa, trzy, cztery…siedemnaście, osiemnaście. Liczyłam każdy swój oddech. Byłam sama, daleko przemoczona kaszląca, przemarznięta. Sama i samotna jednocześnie.Może nie do końca sama? W ciszy co jakiś czas słychać było łamanie gałęzi, i skrzypienie czyiś, ciężkich butów. Podniosłam się gwałtownie, i ukryłam za dwoma niesamowicie złączonymi ze sobą drzewami. Nie byłam tu już bezpieczna. Ktoś się zbliżał, a ja nie znałam jego zamiarów. Chociaż patrząc na wydarzenia ostatnich czterdziestu ośmiu godzin, pewnie ten kto się zbliżał nie miał wobec mnie zbyt miłych zamiarów. Dla każdej nastolatki to pewnie normalne, że non stop ktoś próbuję Cię zabić. Nie miałam czasu, musiałam znów uciekać. Rzuciłam się do biegu.Łapałam się wszystkich gałęzi, drzew, krzaków, byleby nie poślizgnąć się tylko na śliskich trawach. Całe ręce miałam podrapane, a z każdej rany płynęła krew.Gałęzie odbijały się ode mnie. Ktoś zaczął mnie gonić. Teraz byłam pewna, to nie był zwykły fan deszczowych spacerów w lesie. Nie okrążał on drzew w poszukiwaniu grzybów, lub czegoś podobnego. To było polowanie. Polowanie na mnie. Ja zwalniałam, on przyśpieszał. Znalazłam się nie daleko jeziora, dzieliło mnie od niego kilka dłuższych sekund.Zwolniłam na zakręcie, skierowałam się, w stronę starego mostku o którym kiedyś opowiadał mi Max.Podobno bardzo szybko ,i prosto dostać się z niego na szosę, znajdującą się tuż za rzeką, i cienką warstwą, wielkich dębów. Przy szosie byłabym bardziej bezpieczna.Upadłam, dźwięk gałęzi łamiących się za mną, rozniósł się po całym lesie. Mostek był już nie daleko. Nie poddawaj się Annie, jesteś tak blisko. Szeptałam, do siebie, z trudem łapiąc oddech. Z wielkim trudem podniosłam się i wystrzeliłam najszybciej jak potrafiłam przed siebie. Dotarłam na mostek. Był starszy niż myślałam.Wskoczyłam na pierwszą, drugą deskę. Trach. Trzecia najbardziej zniszczona zapadłą się pod moim ciężarem. Wstrzymałam oddech. Słysząc pękanie pozostałych, chciałam wrócić się obojętnie już w która stronę. Nie mogłam. Noga utchnęła mi między odłamki trzeciej deski.Ciągnęłam, starałam się. Nie dałam rady. Nie mogłam już dalej uciec. Mostek w jednej chwili runął, jak domek z kart. Najmilsze chwile w moim życiu, przeleciały mi przed oczami.Razem ze mną ,wszystkimi deskami, i pozostałościami mostku, wpadłam do wody. Prąd wodny rozciągał mnie, szarpał w różne strony, pomiatał, trącał jak kawałkiem lnianej chusty na wietrze.Woda wlewała mi się do ust, ciągnąc mnie na dno. Ostatni głęboki wdech. Znalazłam się całkowicie pod wodą.Co raz głębiej i głębiej. Wszystko stawało się coraz ciemniejsze. Nikłam, pod coraz większą taflą wody. Opadałam już praktycznie na dno, zimno paraliżowało mnie. Nie miałam siły dalej walczyć. Poddałam się…
czwartek, 19 czerwca 2014
niedziela, 1 czerwca 2014
Rozdział 14. Natalie.
Na początku chciałam przeprosić. Za całą nieobecność. Awaria komputera, brak czasu, i chęci! Nie mam zamiaru się poddawać więc wracam z nowym długim, mam nadzieję ciekawym rozdziałem, oraz zapowiedzią kolejnego (który wprowadza już zupełnie co innego, i wierze, że was zaskoczy). Dodam go (15.06). Do wszystkich komentujących! Dziś i jutro pododaje u was komentarze, o wznowieniu (nie chciałabym robić spamu, ale o chyba jedyna możliwość przekazania informacji, wiele z blogów znam, i czytam). Miłego czytania!
- Kim jest ta nowa? Zapytał Max, wskazując na wysoką, szczupłą rudowłosą dziewczynę.
- Natalie Carther typowa outsiderka. Niektórzy mówią, że to wariatka. Dziewczyny widziały jak przedmioty na które się patrzyła unosiły się, albo znikały.
- I co jeszcze? Sarah czy ty naprawdę w to wierzysz? Max miał rację, nie można było w to wierzyć. No chyba, że twój chłopak jest wampirem. Natalie nie wyglądała na kogoś szczególnego. Ciemno czerwone włosy, chuda, wysoka, najczęściej pomalowana, i ubrana na na jakiś ciemny kolor. Nawet jeśli jest wiedźmą, nie wygląda jak te które znam. Przerwa dobiegała końca, a moją ostatnią lekcją był angielski. Miałam wielką ochotę się zerwać. Niestety nie mogłam zostawić Maxa .
- Może byśmy ją tak poznali, zamiast słuchać plotek?
- Innym razem. Lisa zabije mnie jak się spóźnię, a mam 3 minuty na przebranie się, rozgrzewkę i dołączenie do niej. Max pogadamy później, pa. Chyba każdy w szkole wiedziałby o czym będą rozmawiać. Lisa to partnerka Sarah, do projektu z w-f. Naprawdę bardzo wymagająca najmniejsze spóźnienie, czy nie przygotowanie się , z nią jako partnerką kończyło się bardzo wielką kłótnią.
– Muszę wziąć jeszcze książkę, zobaczymy się w klasie. Idąc do klasy prawie wpadałam na Natalie. Oczywiście zaprezentowała mi jedno ze swoich najlepiej odstraszających ludzi spojrzeń, i znikła w mgnieniu oka. Z bliska jej włosy wydawały się być jeszcze bardziej czerwone. W sali było bardzo tłoczno, i duszno. Wszystkie okna były zamknięte. Dziś mieliśmy angielski z Maggie. Maggie, nowa stażystka, nie miała więcej niż 26 lat, i naprawdę poważną wadę wzroku, więc ściąganie przy niej było łatwizną.
– Niestety sprawdzian musi zostać przełożony. Odbędzie się w przyszłym tygodniu. Czyli jednak mogłam urwać się z tej lekcji…
– Mówiłam, że nie warto było dziś przychodzić. Szepnęłam do Maxa, kiedy ,Maggie rozdawała jakieś kartki.
– Zapewne pamiętacie, że w przyszłym tygodniu omawiamy Hamleta, zróbmy sobie takie małe wprowadzenie, na kartkach dostaliście kilka cytatów.
– Amando, odczytaj, proszę pierwszy. Wysoka, masywna, skośnooka dziewczyna z ostatniej ławki, przerwała czytanie komiksu.
– Sięgnęła po kartkę.
– Akt V, scena 2. Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom.
– Jak to rozumiesz Max? Błąd. Wielki błąd, zadać Maxowi przy całej klasie pytanie tego typu. Wszyscy wiedzieli jak bardzo nienawidził odpowiadać publicznie.
-Wydaje mi się, że…,że jest jeszcze dużo do odkrycia, nie o wszystko, znamy i wiemy. Udało mu się!
- Każdy rozumieć może inaczej, ale dobrze. To był bardzo łatwy fragment przejdźmy do trudniejszych. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy…
Ranek był bardzo pochmurny, praktycznie odzwierciedlał
mój dzisiejszy humor. Poobijana, podrapana i posiniaczona wciągałam na siebie
spodnie. Wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście, nie było dziś
sensu się malować. Jedyne czego potrzebowałam to spokój, i Nick. O którego od
wczoraj zaczęłam się jeszcze bardziej dbać. Sms pod tytułem,, Twoja siostra
próbowała mnie zabić ‘’ , od wczoraj pozostał bez odzewu. Jeśli ona zrobiła mu
cokolwiek, to choćby nie wiem co zniszczę ją. Nie obchodziło mnie jak słaba
byłam, a jak ona silna. Bez względu na nic. Ubrałam bluzę, naciągnęłam kaptur
na głowę, i jak najszybciej to było możliwe znalazłam się w moim bezpiecznym
aucie. Rozmowa dla której trzy godziny wcześniej pojechałam do szkoły, powinna
być tego warta. Natalii jedną z nich, to trochę niesprawiedliwe. Oddałabym
wiele aby być taka jak oni, być szczęśliwą z kimś, kogo tak bardzo kocham, ale
to niemożliwe nie zmienię się. Istnieje
jedyny sposób , ale nie potrafiłabym.
Być jak Alex, być jak Nicolas. Nie! To niemożliwe. Jak na pierwszą lekcję,
parking był dość pusty. Wszyscy uczniowie byli już w salach. Przy jednym z aut
stała Natalie. Jej ciemny ubiór kontrastował z czerwonymi włosami. Zapukała lekko w szybę.
- Kim jest ta nowa? Zapytał Max, wskazując na wysoką, szczupłą rudowłosą dziewczynę.
- Natalie Carther typowa outsiderka. Niektórzy mówią, że to wariatka. Dziewczyny widziały jak przedmioty na które się patrzyła unosiły się, albo znikały.
- I co jeszcze? Sarah czy ty naprawdę w to wierzysz? Max miał rację, nie można było w to wierzyć. No chyba, że twój chłopak jest wampirem. Natalie nie wyglądała na kogoś szczególnego. Ciemno czerwone włosy, chuda, wysoka, najczęściej pomalowana, i ubrana na na jakiś ciemny kolor. Nawet jeśli jest wiedźmą, nie wygląda jak te które znam. Przerwa dobiegała końca, a moją ostatnią lekcją był angielski. Miałam wielką ochotę się zerwać. Niestety nie mogłam zostawić Maxa .
- Może byśmy ją tak poznali, zamiast słuchać plotek?
- Innym razem. Lisa zabije mnie jak się spóźnię, a mam 3 minuty na przebranie się, rozgrzewkę i dołączenie do niej. Max pogadamy później, pa. Chyba każdy w szkole wiedziałby o czym będą rozmawiać. Lisa to partnerka Sarah, do projektu z w-f. Naprawdę bardzo wymagająca najmniejsze spóźnienie, czy nie przygotowanie się , z nią jako partnerką kończyło się bardzo wielką kłótnią.
– Muszę wziąć jeszcze książkę, zobaczymy się w klasie. Idąc do klasy prawie wpadałam na Natalie. Oczywiście zaprezentowała mi jedno ze swoich najlepiej odstraszających ludzi spojrzeń, i znikła w mgnieniu oka. Z bliska jej włosy wydawały się być jeszcze bardziej czerwone. W sali było bardzo tłoczno, i duszno. Wszystkie okna były zamknięte. Dziś mieliśmy angielski z Maggie. Maggie, nowa stażystka, nie miała więcej niż 26 lat, i naprawdę poważną wadę wzroku, więc ściąganie przy niej było łatwizną.
– Niestety sprawdzian musi zostać przełożony. Odbędzie się w przyszłym tygodniu. Czyli jednak mogłam urwać się z tej lekcji…
– Mówiłam, że nie warto było dziś przychodzić. Szepnęłam do Maxa, kiedy ,Maggie rozdawała jakieś kartki.
– Zapewne pamiętacie, że w przyszłym tygodniu omawiamy Hamleta, zróbmy sobie takie małe wprowadzenie, na kartkach dostaliście kilka cytatów.
– Amando, odczytaj, proszę pierwszy. Wysoka, masywna, skośnooka dziewczyna z ostatniej ławki, przerwała czytanie komiksu.
– Sięgnęła po kartkę.
– Akt V, scena 2. Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom.
– Jak to rozumiesz Max? Błąd. Wielki błąd, zadać Maxowi przy całej klasie pytanie tego typu. Wszyscy wiedzieli jak bardzo nienawidził odpowiadać publicznie.
-Wydaje mi się, że…,że jest jeszcze dużo do odkrycia, nie o wszystko, znamy i wiemy. Udało mu się!
- Każdy rozumieć może inaczej, ale dobrze. To był bardzo łatwy fragment przejdźmy do trudniejszych. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy…
Ulica
była pusta i ciemna. Cztery na sześć latarni nie działało już od tygodnia, wiec
każdy wieczorny powrót do domu przerażał. Miałam złe przeczucie. Nie bój się, ten wieczór jest taki jak każdy
inny nie musisz się bać, powtarzałam sobie w duchu. Poczułam zimny podmuch wiatru. Zimne dłonie
zaczęły miażdżyć moje nadgarstki, drobne kobiece, niezwykle silne. Równocześnie
poczułam uderzenie plecami o ścianę.
Byłam do niej z całej siły przyparta, ktoś trzymał mnie. Nie mogłam się ruszyć, ani krzyczeć.
- Chciałam dać ci trochę czasu, abyś zniknęła na zawsze z naszego
życia.
Zobaczyłam niezwykle piękną dziewczynę. Długie włosy każdy element jej
twarzy, makijażu, nieskazitelny. Miała dzikie oczy pełne nienawiści, zła.
Wiedziałam kim była. Widziałam ją już kiedyś z daleka.
- Ale po co
czekać skoro mogę się zabawić? Puściła mnie, obróciła, i
pchnęła na równoległą ścianę. Odbiłam się, i zjechałam jak szmaciana lalka, bez
silna.
- Alex. Wycharczałam próbując odzyskać choć trochę sił. Oparłam się o
ścianę.
- Och tak, miło mi Cię poznać.- Chwyciła mnie za gardło i uniosła do
góry. Jej kły wydłużyły się.- Szkoda, ale taki
koniec sama sobie wybrałaś. Mogłam poinformować radę, o tym, że o nas wiesz, o
wszystkim co dla Ciebie zakazane.- Uprzedziła moje zadane w myślach pytanie-
Ale nie mogłam narazić brata, zostałby oskarżony. Nie zrobiliby mu krzywdy, ale
i tak nie mogłam do tego dopuścić. Ty powinnaś to rozumieć, w końcu obydwie go
kochamy?
Coraz mocniej mnie dusiła.Nagle poczułam ulgę,i upadłam na ziemię. Syk Alex rozbrzmiał mi w uszach. Coś bardzo ją zabolało, opierała się o
ścianę. Obok niej stała czerwono włosa dziewczyna. Bełkot który
słyszałam, zdawał się układać w cały
czas powtarzane zdanie. Dziewczyna która chciała mnie chwilę temu zabić,
uciekała chwiejąc się z bólu. Niszczą,
oraz przewracając wszystko na swojej drodze.
Czerwonowłosa podeszła do mnie, i chwyciła mnie za rękę trzymając w niej
jakiś kamyk na rzemyku.
-
Wszystko jest dobrze. Nic strasznego się nie wydarzyło.
Jej spokój przekładał
się na mnie.
-
Natalie? Podnosiłam się powoli, usiłując wyrwać dłoń z dłoni dziewczyny.
-
Spokojnie, to dla twojego bezpieczeństwa.- Kamień z rzemyka, zaczął robić się
coraz cieplejszy.- Przewróciłaś się na chodniku, znalazłam Cię tu, oraz
ocuciłam. Pamiętasz? Miałam straszny
mętlik, jej słowa zlewały się z prawdą, zupełnie jakby naprawdę były rzeczywistością. Tak, potchnęłam się i upadłam, albo może nie. Kamieni zaczął mnie parzyć
- Nie, to nieprawda! Ta pieprzona wampirzyca mnie zaatakowała, ona mnie
pchnęła. To przez nią tu leżę, nie przez upadek. Wyrwałam się i podniosłam, odzyskałam siłę.
Gniew, mnie pobudził.
- Skąd wiesz kim ona jest?
- Siostra mojego chłopaka, a ty jesteś jakąś wiedźmą,
tak?
- Nie do końca, przepraszam moim obowiązkiem jest zadbać abyś o tym
zapomniała.
- No to jednak Ci nie wyjdzie.
Ruszyłam przed siebie, byłam i tak już
bardzo spóźniona.
- Poczekaj! Możemy porozmawiać, jest kilka rzeczy które mogą Cię zainteresować.
Jutro przed pierwszą lekcją na parkingu.
Kolejna jakże niesamowita rozmowa na parkingu. Nie mogę się wprost doczekać...
- Mogę wejść? Jak na początek czerwca jest strasznie zimno. Kiwnęłam jej znacząco głową.
- Więc o czym chciałaś rozmawiać, bo chyba nie o pogodzie?
- Nie mogę, ci wszystkiego dokładnie wyjaśnić, i tak za dużo zakazów już
złamałam. Musisz mnie słuchać uważnie, nawet gdy czegoś nie zrozumiesz,
wszystko coś znaczy, pamiętaj
- Czyli w skrócie nie
masz zamiaru nic konkretnego mi powiedzieć?
- Nie to nie tak. Nie wiem od czego zacząć, wiem, że wiele już
wiesz.
- Kim jesteś? Najprostsze
pytanie, a nawet na nie miałam odpowiedzi.
-Jestem
strażniczką. Strzegę tajemnic nowego świata, jednocześnie kontroluje na danych
rejonach nasze bezpieczeństw, oraz czy żaden człowiek nie wie.
Nie ma to jak poprawnie wykonywać
swoją pracę.
- Co robisz z takimi którzy wiedzą?
- Wysyłam przed oblicze, nie wiem jakby go nazwać, szeryfa strefy. Tu
niestety jest on najgorszy, każde on takich jak ja jeśli nie wypełnią zadania
równie mocno co ludzi których chronimy.
Jest bezwzględny, okrutny i niesprawiedliwy. Każe nas, i ludzi. pomijając
wampiry które odkryły tajemnice.
- To chyba wielki plus dla Alex, po wczorajszym nie szaleje ani za tobą
ani za mną. Alex znów ma przewagę.
-
Dlaczego więc mnie chronisz?
- Jesteś inna, nie
czuję od Ciebie czysto ludzkich sił, jesteś czymś więcej. Fragment którego
miałam nie rozumieć, rzeczywiście został niezrozumiany.
- Chciałabym
radzić ci abyś trzymała się od tego z daleka. Szeryf już pewnie o tobie wie,
Alex zniknęła z miasta.
- Alex zniknęła, a mój chłopak od dwóch dni nie daje znaku życia.
- Muszę iść, na lekcje. Strażnictwo, stażnictwem,
ale mam także za zadanie poznawać śmiertelnych.
Odeszła. Po dzisiejszej rozmowie doszedł mi kolejny problem. Szeryf strefy, kto
to do cholery wymyślił! Kolejna osoba która ma mnie zamiar zabić. Miałam
godzinę wolnego, i musiałam wrócić po, zostawiony przeze mnie w kuchni plecak. Zanim dotarłam przed dom,
strasznie się rozpadało. Była to nienaturalnie silna ulewa, podobna do tej
którą dwa tygodnie temu wywołała Olivia, ćwicząc swoje nowe zaklęcie pogodowe.
Nie wypadło do końca tak jak powinno, ale mieliśmy pierwszą od dawna
kilkugodzinną wichurę, z ulewą. Przemokłam zanim doszłam, z parkingu do domu.
Drzwi były otwarte, wiec uniknęłam szukania klucza. Coś było nie tak. Mama była
w domu ,i chyba się z kimś kłóciła.
– To nie moja wina! Mitchellu, nie mogłam nic poradzić! Mitchellu?Mama
po tylu latach rozmawiała, a właściwie kłóciła się z tatą?!
-
Straciliśmy, przez wampiry już jedną córkę! Muszę wyjechać, one obydwie
przyciągały kłopoty, i te…te potwory!
Skąd ona
mogła wiedzieć? Wampiry? Co to miało wspólnego z Hannah?
- Oni zawsze, będą tam gdzie ona! Jeszcze w tym tygodniu wyjedziemy
stąd, twoja nowa rodzina Mitchellu mnie nie interesuje, teraz tylko nasza córka
się liczy!
Wyjazd! To nie wchodziło w rachubę. Mama o wszystkim wiedziała!
Okłamywała mnie! Nic nie rozumiałam, ale nawet bez rozumienia, kłamstwa,
tajemnice, to było coś co spowodowało to jak się poczułam. Nie miałam zamiaru
zostawić kogo kogokolwiek i, wyjechać. Wybiegłam,
trzaskanie drzwi przerwało jej rozmowę. Zrozumiała, że wszystko słyszałam,
krzyknęła coś, ale ja już biegłam przed siebie, nie patrząc w tył. Chcąc być
jak najdalej stąd…
Subskrybuj:
Posty (Atom)