Święto
złotej pełni
Opowiedziałam
dziewczynom , trochę zmienioną wersje wydarzeń ze spotkania Nicka oraz jego
przyjaciół. Chociaż nie chciałam ich okłamywać. Po prostu wiedziałam, że gdybym
powiedziała coś czego nie powinnam byliby w poważnym niebezpieczeństwie.
Kłamstwa były zwyczajnie bezpieczniejsze. Sarah była najbardziej zainteresowana tym
co działo się miedzy mną a Nicolasem, coraz częściej zadawała mi przeróżne
pytania na jego temat.
- Myślisz,
że on coś do Ciebie czuję?
- Sar,
mówiłam ci za wiele nas różni nigdy nie będziemy razem.
Odpowiedziałam,
coraz bardziej zirytowana przeciskając się przez tłumy uczniów, spieszących się
do klas.
- Ale
dlaczego? Według mnie jesteście dla siebie stworzeni.
– Nie, nie
jesteśmy, poza tym ty nawet z nim nigdy nie rozmawiałaś, praktycznie wcale go
nie znasz.
–Wiesz, to
może nie do końca nigdy nie rozmawiałam, ale dużo dały mi także twoje
opowieści. Poza tym on jest chyba jednym z najgorętszych ciach tego miasta!
Tak, gorący bardzo do niego pasowało. Wolałam o tym nie myśleć, tym bardziej,
że miałam ważniejsze pytanie.
–Rozmawiałaś
z nim?! Kiedy?
-Dawno, temu
kiedy jeszcze tak dobrze się nie znaliście pytał od Ciebie. Musiało to być
wtedy, kiedy się do niego nie odzywałam, zaraz po tym jak odkryłam czy...kim naprawdę
jest.
– Chodźmy,
już nie chcę spóźnić się na fizykę!
Postawiłam
na zmianę tematu. Właściwie, nie wiem co stanowi dla nas przeszkodę, skoro znam
o nim prawdę, ufam mu, wiem ,że nigdy by mnie nie skrzywdził, a w dodatku chyba
naprawdę bardzo go lubię...Nie! Nie mogę nawet tak uważać! Muszę się teraz
skupić na nauce, a zwłaszcza jeśli chcę iść jutro na imprezę Dali. Po fizyce powinnam mieć
matematykę, ale została na szczęście odwołana. W ogóle nie miałam teraz ochoty
siedzieć, i cokolwiek liczyć.
Parking za szkołą, był duży i
pełen samochodów. Już z drugiego końca, widziałam mojego, prawie nowego,
błękitnego mercedesa. Taki kolor z pewnością rzucał się w oczy. Dostałam go od
taty, i muszę przyznać był bardzo trafnym prezentem. Po drodze przeszłam obok
wielu aut, niektóre nawet przykuły moją uwagę. Biały długi karawan podobny do
tych pogrzebowych , różowe ferrari sióstr wredniaczek, i czerwone porsche były
praktycznie największą do podziwiania atrakcją parkingu, nikt nie przechodził
obok nich, chociaż przez chwilę się w nie, nie wpatrując. Jakieś pięć minut
zajęło mi znalezienie kluczyk, w mojej wielkiej wypchanej książkami torbie. Droga do domu zajmowała mi zawszę koło
dziesięciu minut, oczywiście licząc, że na
Revel Strett nie będzie korków, co zdarza się naprawdę rzadko. Korki
były głównym powodem, dla którego poruszałam się kiedy tylko mogłam, piechotą.
Dojechałam pod dom, o tej porze na parkingu było wiele wolnych miejsc. W domu
panował spokój, , już w holu wyczułam, że mama pieczę ciasto, w salonie unosił
się zapach kadzideł, a muzykę ze starego radia dało się usłyszeć aż w kuchni.
Przebrałam się, odrobiłam lekcję i
postanowiłam zapytać się mamy czy pozwoli mi iść na imprezę u Dalii. Mama,
wyglądała jakby miała dobry humor, siedziała w kuchni i czytała gazetę.
– Hej, mamo!
- Cześć,
córciu co dziś było w szkole? Jak ja nie lubiłam tego pytania. Codziennie od
pierwszego dnia w szkole, słyszałam zawsze to samo pytanie, ale dziś trzeba być
miłym.
– Bardzo
dobrze. Mam pytanie, czy mogła bym iść w sobotę na imprezę u mojej znajomej
Dalii?
- Dalii?
Nigdy mi o niej nie mówiłaś.
– Poznałam
ją niedawno, na pewno byś ją polubiła.
– Gdzie
dokładnie, i o której odbędzie się ta impreza?
- Za miastem,
ale szybko się tam dojeżdża, o dziewiętnastej się zaczyna kończy trochę po
północy.
– Bardzo
późno, ale zastanowię się.
– Mamo,
proszę! Obiecałam, że dziś zadzwonię i powiem czy przyjdę. Wiedziałam, ze się
nie zgodzi.
– Nawet,
jeżeli się zgodzę to muszą być jakieś zasady. Musisz być o drugiej w domu i
zero alkoholu, jasne? Jeśli już
będą jakieś drinki to zapewne w stylu Krwawej Merry, wiec z pewnością się nie
skuszę.
- Tak, mamo!
Dziękuję lecę zadzwonić. Ucałowałam ją w policzek. Miałam
już wybrać numer Dalli, kiedy połączenie się przerwało. Ktoś zadzwonił
pierwszy.
–
Cześć Annie, tu Dalia. Wiesz już czy możesz przyjść?
- Hej,
właśnie miałam dzwonić, tak mogę.
– Świetnie! Może chciałabyś przyjechać wcześniej, i mi trochę
pomóc?
- Jasne, o której mam być?
- Dziękuje,
o trzynastej.
– Będę,
pa.
– Pa.
Wszystko było takie zwykłe, i normalne, a ja
właśnie zakończyłam rozmowę z czarownicą, chyba byłam bardzo
nienormalna, musiałam być, skoro w ogóle mnie nie przerażało. Potrafiłam
przebywać z wiedźmami, wampirami, i wilkołakami nie bojąc się a jeszcze dobrze
się przy tym bawiąc. Dni mijały szybko, a każdy
dzień w szkole przybliżał mnie do soboty. Obudziłam się, słońce dopiero
wschodziło, więc było ciemno, poranne mgły pokrywały całą ulice. Siedziałam na
łóżku rozmyślałam, i wpatrywałam się w pustą, ciemną ulice. Nareszcie sobota,
tyle na nią czekałam! Rąbek mojej krótkiej błękitnej, ozdobionej srebrnymi
kwiatami, ora szklakami sukienki wystawał z szafy. Bardzo długo szukałam czegoś
odpowiedniego na tę okazję, a kiedy już straciłam nadzieję, zobaczyłam idealną
na wystawie, jednego z popularniejszych sklepów w mieście. Bardzo rzadko tam
zaglądałam, jednak z tego zakupu byłam bardzo zadowolona. Zjadłam śniadanie, wykąpałam się w miarę
szybko, by zacząć już się przygotowywać,
musiałam się trochę bardziej pośpieszyć, przy makijażu, jak również czesaniu,
ponieważ została mi tylko godzina, a musiałam jeszcze dojechać na miejsce.Umalowałam się bardzo
delikatnie. Najmocniejszym akcentem były lekko zaróżowione błyszczykiem usta, i
kreska na oczach. Włosy wyprostowałam, zostawiłam rozpuszczone. Wychodziłam już
z domu kiedy zorientowałam się, że ktoś chyba jest w kuchni. Nie mogła to być
mama, dziś wzięła drugą zmianę. Zeszłam na dół, złapałam za stary kij, używany
do poprawiania zasłon, stojący w kącie przy schodach, jeszcze po starej
właścicielce. Byłam coraz bardziej zdenerwowana, czułam, że moje tętno coraz
bardziej przyśpiesza. Na palcach gotowa do uderzania weszłam do kuchni.
Odetchnęłam z ulgą, kuchnia była pusta podeszłam do otwartego na oścież okna,
wszystko poza nim było nienaruszone. Pewnie wiatr je otworzył, szepnęłam
uspakajając sama siebie. Spojrzałam na zegarek miałam niecałe dwadzieścia
minut. Wychodząc zobaczyłam na podłodze damską błękitno-szarą apaszkę. Nie
przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek widziała ją u mamy, ale nie miałam
czasu teraz się nad tym zastanawiać. Wrzuciłam apaszkę do torebki. Szybkim
krokiem poszłam do auta. Miałam szczęście, żadnego korka. Przekraczałam
prędkość już prawie dwukrotnie, a i tak byłam spóźniona o ponad piętnaście
minut. Dojechałam na miejsce. Od zewnątrz wszystko było idealne, każda z wielu
błyszczących ozdób, olśniewała. W kolorystyce przeważał niebieski, zielony i
złoty. Nawet we śnie nie wyobrażałam sobie czegoś tak pięknego i idealnego jak
wygląd tego domu. Stara fontanna, była dziś ozdobiona błękitnymi kryształkami,
odmalowana, miała w sobie coś niesamowitego. Wszystko było niesamowite.
– Annie,
nareszcie jesteś? Z daleka usłyszałam już donośny głos czarodziejki.
– Hej, Dalia
przepraszam za spóźnienie.
– Nic nie
szkodzi na razie jestem sama z Olivią. Pięknie wyglądasz! Jeżeli ja wyglądałam pięknie, to jej wyglądu
nie dało się nawet opisać. Długa złota suknia podkreślała jej idealne kształty
, makijaż dodawał lat, a włosy były tylko ukoronowaniem jej piękna, musiała
bardzo dużo czasu poświęcić na przygotowania, w końcu to ona miała dziś
błyszczeć, to był jej czas.
– Ty także,
w czym mam ci pomóc?
- Olivia
kończy przygotowywać wywary, ja ozdabiam salę balową, mogła byś poszukać za
domem, koło altany, Anny, przekazać jej, że w końcu mogła by się tu zjawić? Powiedziała to z lekką dozą ironii w głosie. Anna musiała dawać tu wszystkim
strasznie w kość. Szłam ścieżką, prowadzącą za dom. Tu także nie zapomniano o
licznych ozdobach, z milionem kwiatów włącznie. Mała, stara altanka, stała na
samym końcu ogrodu praktycznie pod samym lasem. Weszłam do altany, Anna
siedziała na ławce, patrzyła się przed siebie, a w ręku trzymała butelkę z whiskey
.
- Czego
chcesz?
- Dalia,
prosi abyś przyszła, jesteś chyba bardzo potrzebna, przy imprezie.
- Nie mam
zamiaru przychodzić, nie będę uśmiechać się i udawać, że nic się nigdy nie
wydarzyło do strażnika strefy, ani służących naszej wspaniałej królowej. Coraz szybciej opróżniała butelkę whiskey.
– Co się wydarzyło?
- Zniszczono
mi życie, i odebrano wszystko, ale co ty możesz wiedzieć, lepiej idź zanim
zrobię z ciebie przystawkę. Brzmiało
to chyba jak prawdziwa groźba, lekko przestraszona usiadłam obok niej.
– Może i nic
nie wiem, ale wydaje mi się, że jak się tu ukryjesz to pokażesz im jak wielką
przewagę mają. Nawet sztucznym
uśmiechem, wygrasz jeśli się tam pokażesz. Nie wyglądała już tak groźnie jak
wcześniej, nienawiść w jej oczach zmieniła się w coś spokojniejszego.
–Może masz rację? W nagrodę
jeszcze nie zamienię Cię w podwieczorek. Traktowałam to jeszcze jako żart, ale
nie wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Wstała, a ja wraz z nią.
–Chodźmy.
Jak na człowieka jesteś nienajgorsza, oraz nawet ładna. Nick ma dobry
gust.
– Ty
jak na lodowatą wampirzyce także najgorsza nie jesteś.
– Są w tym mieście
gorsze ode mnie, a na jedna szczególnie radzę ci uważać. Alex jest bardzo
niebezpieczna zwłaszcza dla osób które uważa za konkurencje.
–Konkurencję?
Jak mogła bym jej w czymś zagrażać?
-
Jesteś dla niej wielkim zagrożeniem, ty jedyna możesz odebrać jej ukochanego
Nicka
– Nigdy
bym go jej nie odebrała, jesteśmy przyjaciółmi a przecież o Ciebie, Olivię lub Dalię
nie jest zazdrosna.Nie odpowiedziała,
ale po jej twarzy, i błysku w oczach wiedziałam co ma na myśli. Nawet jeżeli
ja, ja bym go pokochała to przecież nadal będę zwykłym człowiekiem, zawsze
będzie nami wielka przepaść. Nie widziałam czemu chciało mi się płakać na myśl
o tym jak wiele nas dzieli. Anna rozpłynęła
się gdzieś w domu. Poszłam do kuchni.
– Hej
Olivia, co robisz?
-
Przygotowuje nowy wywar, dziś przyjadą również inne wiedźmy, więc muszę się
zaprezentować z czymś nowym . Na stole leżało pełno przeróżnych ziół, korzeni,
małych słoiczków, pyłków i innych równie dziwnych rzeczy których jeszcze nigdy
nie widziałam. Najbardziej zaciekawiła mnie stara, wielka książka. Odnowa,
Uzdrowienie, Czary Neutralne, Zakazane, Spotęgowanie Energii, Roślinne,
Odwracalne, Nieodwracalne, przeczytałam kilka tytułów rozdziałów. Przy każdym
znajdowała się receptura, z małym ręcznie rysowanym obrazkiem.
–
Księga, każda wiedźma pracuje całe życie by coś do niej dodać, moja matka
dodała, jak i zapoczątkowała cały nowy dział, Dalia stworzyła eliksir bardzo
popularny wśród każdego gatunku. A ja? Ja nie mam nic co roku próbuje, tworze.
Najlepszą okazją jest właśnie dzisiejsza data.
– Dlaczego?
- Dzięki
najsilniejszym promieniom księżyca w roku, moce są najsilniejsze, a dodatkowo
kiedy już coś uda się stworzyć, można przedstawić innym obecnym dziś wiedźmom. Usiadła ze
smutkiem patrząc na otwartą księgę
– Na pewno
kiedyś ci się uda. Musisz wierzyć w siebie.
– Dalia jest
podobna do naszej mamy, ja nie. Mogłabym tylko marzyć o byciu taka jak
one.
–Dasz radę,
a teraz chodźmy mamy tylko dwie godziny. Brakowało tylko Nicolasa i Michaela.
Przez cały czas pomagałam w ostatnich przygotowaniach, aż w końcu wszystko było
gotowe, piękne i idealne. Widziałam dziś tyle rzeczy, czary, magiczne księgi,
eliksiry, przeróżne moce, a nawet krew w butelkach, co było jednym z najbardziej zwyczajnych odkryć w tym niesamowitym domu. Po jego
powierzchni domyślałam się, że skrywa jeszcze wiele tajemnic, oraz `niespodzianek
, licząc, że kiedykolwiek będę mogła choć w małym stopniu którąś z nich odkryć,
wróciłam do ustawiania, i podpalania świec w całym holu, kuchni i salonie. Blask świec
przypominał mi kiedy wieczory spędzone wraz z Iris. Zawsze kiedy u niej
zostawałam, oglądałyśmy filmy, gasiłyśmy światła, zapalałyśmy przeróżne
znalezione u jej mamy zapachowe świece. To były jedne z najszczęśliwszych
chwil, zawsze razem, wspaniałe wspomnienia, ale to już przeszłość, od bardzo
dawna nie rozmawiałyśmy, właściwie od czasu naszej kłótni pod czas której
zrozumiałyśmy, że nasza przyjaźń nie ma sensu. Ona
miała nowych przyjaciół ja również, wiec wszystko się zmieniło. Pierwsi goście
przybyli na miejsce. Siedziałam na fotelu przy ścianie, goście rozmawiali ze
sobą, a ja wciąż ciekałam na spóźnionego Nicka. Postanowiłam iść do pokoju, jedynej
nie zajętej czymś osoby, Anny.
– Hej, to
znów ja, wpuścisz mnie?Istniała szansa, że
nie otworzy drzwi w tym stuleciu, ale jednak już drugi raz zadziwiła mnie i
usłyszałam jak otwierany w drzwiach zamek. Weszłam do pokoju. Wydawał się być
olbrzymi, piękne okna, zasłonięte czerwonymi kotarami, stare dębowe biurko obok
czarnej kanapy ze złotym poduszkami. Wielkie łóżko z baldachimem na którym było
chyba ze sto poduszek, stało na środku pokoju. Głównymi kolorami był czerwony,
czarny, i złoty.
– Nie
przeszkadzam Ci? Wyglądała na bardzo smutną.
– A jak
myślisz? Odpowiedz której się spodziewałam była bardzo podobna, w jej chłodnym
spojrzeniu oraz głosie i tym czym
zapewne odpychała wszystkich od siebie było coś co było jak wołanie, którego
nikt nie dostrzegał. Prośba o pomoc. Jej powaga, nie wyrażanie żadnych uczuć,
powodowały, że była jeszcze bardziej piękna, władcza, oraz potężna.
– Myślę, że
bardzo mnie potrzebujesz, i chcesz bym tu z tobą była. Zdecydowałam się na szczerość , licząc na jej dobry humor.
– Nie wiem
czy jesteś tak pewna siebie czy może głupia. Na jej kamiennej twarzy pojawił
się lekki, ledwo zauważalny uśmiech. Bardzo rzadki widok u tej wampirzycy.
– Powinnam
chyba czuć się zaszczycona. Uśmiechnęłaś się!
- Kiedyś
częściej byłam uśmiechnięta, teraz nie mam do tego powodu. Wszystkie uczucia
zniknęły, została tylko sztywność i pustka.
Siedziałam
tak blisko, czułam boski zapach jej perfum, i blizny którymi miała pokryte
dłonie. W oczy rzucił mi się nawet ślad na palcu, który przypominał odcisk od
długo noszonej obrączki.
– Może
powinnaś do tego wrócić? Znależć powód?
- To do od
bardzo dawna nie pasuje do mnie. Wstała, ale zaraz szybko wróciła
ze złotym pudełkiem w rękach. Bardzo delikatnie otworzyła mały, bardzo stary
zamek. Pudełko było wypełnione zdjęciami, małymi drobiazgami, i listami. Na
jednym z nich leżał, srebrny naszyjnik, z kilkoma rubinami, a na nim
wygrawerowany, idealnym kaligraficznym pismem litera A.
– Wow, jest
naprawdę piękny.
– Wiem, ma w
sobie wielką moc. Przejechała palcem po małych rubinach i podała go mnie.
– Weź go
jestem pewna, że kiedyś Cię ochroni. Nie mogłam uwierzyć!
– Nie mogę,
i nie powinnam ci go zabierać!
- Nie
zabierasz, to mój podarunek. Przymierz. Odgarnęłam włosy na bok,
nałożyłam naszyjniki a ona i go zapięła. Wyglądał pięknie, kryształki odbijały
lekko prze bijące, przez kotary promienie słoneczne.
–
Dziękuje.
– Nie ma za
co, ale obiecaj, nigdy go nie ściągniesz. Pokiwałam twierdząco głową.
– Wiesz,
kochałam kiedyś człowiek i musisz wiedzieć, że taki związek jest bardzo trudny.
Może wydawać się idealny, ale zawsze coś ,lub ktoś zniszczy uczucie.
– Co się z
nim stało, kto zniszczył wasze uczucie?
– Wiele tego
było. Prawa, nienawiść, moja niepewność. Wiele trzeba poświęcić i zaryzykować,
ludzie często poświęcają człowieczeństwo, a wampiry łamią wszelkie zakazy,
ryzykują, tylko dla jednej głupiej osoby, dla człowieka.
– Twoja
niepewność? Czego byłaś niepewna?
- Moich
uczuć, kiedy ktoś staje się wampirem wszystko się wzmacnia lub słabnie.
Uczucia, zmysły wszystko staje się albo minimalne albo maksymalne, przez to
ciężko odróżnić miłość, pragnienie, nienawiść, złość, głód, pożądanie. Jedno
uczucie podszywa się pod drugie. W moim przypadku było gorzej, kochałam dwóch,
zarówno wampira, jak i człowiek
człowieka. Ten naszyjnik dostałam od Liama. Spojrzała na moją szyję.
– Od
wampira?
- Tak, kiedy
mi go dał obiecał, że niezależnie kogo wybiorę jakie, lub jakie będą tego
skutki zawsze będzie przy mnie a dzięki niemu będzie mnie chronił, jak również
był przy mnie na wieczność. Nie udało mu się mnie uchronić, stróże strefy, wraz
z Victorią dowiedzieli się, o Jamesie, wiedzieli o tym o czym on wiedział ,
więc zostaliśmy ukarani. On musiał umrzeć, a ja na to patrzeć. Patrzeć jak
wyrywają ci serce, zostałam sama, a to wszystko co mam zawdzięczam Selenie.
– Liam nadal
żyje?
- Chyba tak,
lecz dawno go nie widziałam. Jego siostra Lilianna zginęła, kilka lat temu, on
sam pewnie pomaga władzy. O Lil na pewno jeszcze kiedyś usłyszysz, a teraz
chodźmy. Dlaczego miała bym dowiadywać się czegoś o tej
Liliannie? Kontynuowałabym temat, ale nim spostrzegłam, schodziłam już z Anną
po schodach. Większość gości przyglądała nam się uważnie, Anna przyciągała
wzrok każdego niewierzącego w to, że się dziś zjawi. Nikogo z moich wrogów jeszcze nie ma.
Szepnęła, kiedy odchodziła ode mnie w kierunku grupki kobiet w pięknych
sukienkach. Pokój, a właściwie sala balowa, wydawała się większa od mojego domu
prawie dwukrotnie, była pełna wystrojonych, wampirów, wilkołaków, zmienno
kształtnych, innych nie nieznanych mi istot. Najwięcej było oczywiście
czarownic, i jak mi się wydaje wróżek. Wróżki bardzo się wyróżniały. Każda z
nich miała długie włosy, lekko szpiczaste uszy, małe trochę zadarte nosy, duże
oczy w przeróżnych delikatnych kolorach, i pełne wąskie usta. Oczywiście
wszystkie nie wyglądały tak samo, ale mimo różnic to je łączyło. Wróżkowie, jak
nazwałam wróżki płci męskiej natomiast, byli równie wyróżniający się. Wszyscy
choć nie było ich tyle co wróżek, byli olśniewający, jak również bardzo przystojni,
i dobrze zbudowani. Zarówno wróżkowie jak i wróżki, byli niewysocy, ale bardzo
smukli oraz posiadali jasne kolory włosów. Każdy z poszczególnych gatunków miał
przypiętą przypinkę z innym znakiem. Czarownice na swoich miały wygrawerowane
kwiaty dzikiej róży, wilkołaki ogień, wampiry czarne róże pośrodku których
znajdowała się spływająca po płatkach kwiatu mała kropla krwi, wróżki miały
srebrną gwiazdkę, inne gatunki też miały z jakimś konkretnym kolorem. Przypinkami
zmiennokształtnych były małe okrągłe lusterka odbijające w pomniejszeniu każdy
nawet największy element na który patrzyli jej właściciele. Nie było nikogo bez
przypinki więc domyśliłam się, że jestem tu jedynym człowiekiem. Podeszłam do
stolika z napojami, wzięłam wodę. Chociaż mogłam mieć jedynie nadzieję, że to
woda, a nie któryś z eksperymentów Olivii. Obróciłam się bardzo szybko, a
zawartość szklanki, stojącej obok dziewczyny wylądowała na mojej sukience.
– Ojej,
bardzo przepraszam! Powiedziała dziewczyna ze łzami w oczach. Była bardzo
młodą, może dwa lub trzy lata młodszą ode mnie, wilkołaczycą z długimi
brązowymi lokami, i wręcz błyszczącymi karmelowo-kawowymi oczami. Jej sukienka
ozdobiona w pasie, jak i na ramionach brązowym futrem , odsłaniała jej chude,
długie, oraz opalone nogi, i ręce.
– Nic się
nie stało to tylko woda, zaraz wyschnie. Dopiero po tych słowach odetchnęła
z ulgą, przetarła oczy.
– Jeszcze
raz przepraszam. Strasznie się denerwuję, jestem dziś pierwszy raz na tak wielkim
przyjęciu, ty chyba też. Zgubiłaś swoją przypinkę?
- Jestem pierwszy raz, ale nie zgubiłam swojej przypinki po prostu jej
nie miałam. Bardzo
ją tym zdziwiłam.
– O mój boże,
jesteś człowiekiem!
- Tak. Jej
zachwyt trochę mnie przeraził.
– To
niesamowite, od ponad osiemdziesięciu lat, żaden człowiek nie pojawił się na
tym przyjęciu!
- Tak w
ogóle to jestem Annie. Odłożyłam
mój kubek na krzesło i podałam jej dłoń.
– Śliczne
imię. Ja jestem Yamya.
– Nigdy
takiego nie słyszałam.
– Moja mama
pochodziła z indiańskiego plemienia Ekhane w którym Yamya oznacza noc.
– Noc? Bardzo seksownie brzmi! Zaczęłyśmy się śmiać, starając
się nie wracać na siebie uwagi, którą i tak przyciągałam, będąc jedynym
człowiekiem w tym towarzystwie.
– Muszę
wracać do mojej Ehubbe. Miło było Cię poznać. Uśmiechnęła się uroczo.
–
Ehubbe?
- Osoba
robiąca za opiekunkę, zwłaszcza w takim towarzystwie. Takim
towarzystwie, musiało to być wielkie wyróżnienie. Nie dążyłam zapytać się o nic
więcej, znów byłam sama. Wyszłam przed dom, gdzie stało wiele przeróżnych aut. Nigdy
jeszcze nie było tu takiego tłoku. Dom tak naprawdę był tylko skromnie
wyglądającym z daleka pałacem, świadczyły o tym nie tylko posiadanie wielu
olbrzymich pomieszczeń czy też dwóch przeogromnych mieszczących dużo ilość osób
sali balowych. Chłodny wiatr, otulił delikatnie moją skórę. Zaczęłam
przyzwyczajać się do zimna, kiedy poczułam na swoim nadgarstku, delikatną,
bardzo zimną, silną dłoń. Obróciłam się napięcie, słodki zapach przeniósł się
na mnie wraz z wiatrem. Trzymająca mnie osoba przejechała zimnymi, bladymi
palcami, po mojej wewnętrznej części mojej dłoni.
– Nie
powinnaś być tu sama. Rozpoznałam upajający głos Nicka. Teraz już go nawet
widziałam, uśmiechnęłam się.
– Nie jestem
już sama, jestem z tobą. Poza tym ile można się spóźniać?
- Przepraszam
jestem tu dłużej ale musiałem porozmawiać z kilkoma osobami. Teraz jestem już
tylko dla Ciebie, i tylko z tobą. Zabrzmiało to równie słodko jak i
uwodzicielsko.
– To dobrze,
bo czuję się tu trochę dziwnie.
– Możemy
stąd iść, dziewczyny się na pewno nie obrażą, a tak szczerze, zrobiło się
nudniej niż w zeszłym tygodniu.
– Dobrze,
muszę tylko wrócić, po kluczyki od auta. Podeszłam w kierunku oświetlonych
drzwi, przybliżył się i zatrzymał mnie.
– Myślałem
bardziej o spacerze, co ty na to? Dopiero teraz zauważyłam jak wspaniale dziś
wygląda. Elegancka koszula, u nikogo innego nie pasowałaby tak do zwykłych
ciemnych jeansów, jak do niego. Uśmiechał się uroczo odsłaniając białe zęby.
Wydawało mi się w pewnym momencie, że przez chwilę błysły jego kły. Miałam
nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia lekko szwankuje, choć domyślałam się, że
jak każdy wampir, niezależnie czy z jednej z książek czy absurdalnych filmów
będzie je miał. Wolałam o tym jednak nie myśleć.
– Hymm-
Udawałam zamyśloną- Spacer w nocy, przy świetle księżyca, po pustkowiu, sam na
sam z wampirem, tak? Jeszcze się pytasz? Ruszyłam przodem, wraz z moim
przyjacielem .
– Chyba
powinnaś skręcić, zanim wpadniesz na to drzewo.
– Jakie
drzewo?! Powiedziałam w tym samym momencie, w którym poczułam przed sobą coś
szorstkiego, dużego i twardego.
– To drzewo. Udawałam,
że je widziałam choć tak naprawdę poza oświetlonym wejściem do domu, przede mną
rozciągała się tylko czerń. On pewnie wszystko doskonale widział, a ja nie
chciałam wyjść na tę gorszą chociaż bez najmniejszej wątpliwości byłam. Nicolas
chyba domyślił się o co chodzi, podszedł do mnie, wziął mnie pod rękę i dalej
szliśmy już razem. To był jeden z milszych dla mnie wieczorów, nie
odchodziliśmy daleko od domu, dochodziła dwudziesta druga.
– Chyba muszę odpocząć. Powiedział i usiadła na starej ławce niedaleko
ścieżki jaką szliśmy. Chciał, żebym odpoczęła, on na szczęście o zmęczenie nie
musiał się martwić. Usiadłam obok niego,
czułam jak na mnie patrzy, byłam tak blisko niego, chciałam być jeszcze bliżej,
nie zważając na nic. Obydwoje chcieliśmy tego samego. Dzieliło nas kilka
centymetrów, choć dla mnie była to olbrzymia, nie do pokonania bariera, on postanowił
ją złamać. Nawet nie zauważyłam kiedy przestała ona istnieć, kiedy cały świat
się zatrzymał, obejmował mnie. Jego i moje usta były jednością, rozchyliłam
wargi pod naporem jego warg, pozwalając na to aby nasz języki się spotkały. Każdy
z pocałunek którym mnie obdarzał, był coraz bardziej namiętny, zachłanny.
Odpowiadałam na każdą czułość równie mocno. Wszystko było takie niesamowite
idealne. Jedna moja dłoń dostała się pod jego koszulkę, czułam każdy mocno
zarysowany mięsień na jego brzuchu, a druga wplotła w jego miękkie włosy. Jego
słodycz przyprawiała mnie o zawroty głowy. Wiedzieliśmy, jak bardzo
przekroczyliśmy granicę, ale żadne z nas nie chciało przestać, zwolnić.
Oderwałam się od niego, musiałam wyglądać okropnie, rozmazany błyszczyk,
rozczochrane włosy, nie mogąca złapać oddechu. Wstał z ławki, choć właściwie
już prawie leżeliśmy na ziemi, wszystko prysło, cały czar porwał wiatr.
–
Przepraszam, to nie powinno się zdarzyć. To był błąd. Wybuchłam, on uważał że
to był błąd, dla niego najwspanialsza chwila w moim życiu była błędem. Miałam
ochotę go uderzy, ale wiedziałam, że to nie miałoby sensu.
– Uważasz TO za błąd. -Już krzyczałam, miałam ochotę płakać.- Jak możesz. Chciał mnie uspokoić podejść do mnie, odepchnęłam go. Obróciłam się, szybkim krokiem zostawiając Nicka osłupiałego za mną, wyglądał jakby był w niezłym szoku. Liczyło się dla mnie jak najszybsze zależenie się w domu, zabrałam z szafki klucze od auta. Zauważył mnie tylko Michael, z Dalią, którzy widząc mnie w takim stanie nawet nie podchodzili, tak jakby wiedzieli co się zdarzyło. Oni wszyscy są popaprani, powinnam trzymać się z dala od tych wszystkich potworów, odpalając auto, zdążyłam użyć wszystkich najgorszych przekleństw jakie znałam. Odjechałam, nawet w ciemności widać było unoszący się kurz. Nim się obejrzałam, byłam wtulona w wielką poduszkę. Łzy ciekły mi po policzkach telefon dzwonił, bez przerwy raz Dalia, Olivia a nawet On. Nie miałam zamiaru odebrać chciałam tylko zasnąć, rozpłynąć się, może nawet nigdy się już nie obudzić…
Ciekawe kto był rano u niej w domu. Nareszcie się z nim pocałowała. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Na pewno się pogodzą ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńKońcówka mnie zaskoczyła, muszę przyznać xd
Mam wielką nadzieję, że się pogodzą :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :]
Całus ^^ oczywiście genialny <3 a końcówka taka.....jezu, nie mam przymiotnika xD czekam ;* i zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://this-love-is-forbidden.blogspot.com/
Hej! Zapraszam do mnie na nn :D
OdpowiedzUsuńklaroline-love.blogspot.com
naprawdę świetny rozdział i jestem ciekawa następny, jakby ci się nudziło zapraszam do mnie http://gentleman-will-walk-but-never-run.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuń